Reklama

Jan Tokarski o nihiliźmie politycznym

Widmo krąży po Europie – widmo nowego, antyliberalnego porządku. Jedynym, co łączy jego stronników, jest gest odrzucenia istniejącego ładu – twierdzi eseista.

Aktualizacja: 03.04.2017 20:22 Publikacja: 02.04.2017 19:45

Jan Tokarski o nihiliźmie politycznym

Foto: archiwum autora

Antyliberalizm nie ma jeszcze wyraźnego kształtu. Wyraźnie widoczni są natomiast jego stronnicy: Farage, Orbán, Kaczyński, a w USA Trump. Co łączy tych polityków? Jakich tendencji są wyrazicielami? Nie mają żadnej wspólnej ideologii. Ten sam jest u wszystkich tylko gest sprzeciwu wobec status quo, jego zanegowanie – bez względu na konsekwencje i bez refleksji nad tym, co miałoby zastąpić panujący porządek.

Pokój nie jest dla nich wartością

Aby zrozumieć, co się dziś dzieje, warto cofnąć się w przeszłość i posłuchać klasyków. Nie dlatego, że historia pełna jest prostych analogii, bo nie jest. Warto to zrobić, by zyskać odpowiednią perspektywę. A także ujrzeć niewidoczne zrazu podobieństwa do zjawisk z dawnej przeszłości.

Cofnijmy się więc w czasie. Jest 26 lutego 1941 roku, trwa czarna godzina Europy. W jednej z sal wykładowych nowojorskiej New School for Social Research przemawia nieco ponadczterdziestoletni niemiecki Żyd. Nazywa się Leo Strauss. To miłośnik Platona i antycznej filozofii polityki. Tym razem nie opowiada jednak swym amerykańskim słuchaczom o antycznej Grecji. Mówi o współczesnych Niemczech. I o nihilizmie, który stał się programem politycznym niemieckiego państwa.

Czym jest ów nihilizm? Strauss określa go jako „pragnienie destrukcji obecnego świata i jego możliwości, pragnienie, któremu nie towarzyszy żadna wyraźna koncepcja tego, czym chce się ów świat zastąpić". Ale skąd bierze się pragnienie zniszczenia istniejącego porządku rzeczy? Jego źródłem nie jest ani bieda, ani cynizm. Jest nim moralny sprzeciw wobec nowoczesnej cywilizacji. Sprzeciw ten, twierdzi Strauss, „rodzi się z przekonania, że podstawą wszelkiego życia moralnego jest z zasady – a więc i na wieki wieków – społeczeństwo zamknięte; z przeświadczenia, że społeczeństwo otwarte musi być niemoralne, a przynajmniej amoralne, ponieważ może być jedynie miejscem ludzi poszukujących przyjemności, zysku, nieodpowiedzialnej potęgi, a w istocie wszelkiego rodzaju nieodpowiedzialności i braku powagi". Demokratyczno-liberalne zasady państwa prawa i poszanowania mniejszości to z tej perspektywy narzędzia moralnego relatywizmu. Rozpuszczają one prawdziwe wartości, bo zamiast wierzyć w nie z całą powagą, mamy traktować je z rezerwą i uwzględniać wartości odmienne.

Skłaniają więc – by powołać się na metaforę innego myśliciela, Carla Schmitta – do ważenia racji między Chrystusem a Barabaszem. A wszystko w imię zgody, pokoju. Tymczasem zdaniem nihilistów pokój nie jest żadną wartością. Umożliwia wygodną wegetację, a nie prawdziwe życie. Nihiliści pragną więc przybliżyć się ku „momentowi powagi, godzinie mobilizacji – ku wojnie. Jedynie życie w tak napiętej atmosferze, życie oparte na nieustającej świadomości ofiar, którym zawdzięczamy swoją egzystencję, oraz wymogu, obowiązku poświęcenia życia i wszelkich dóbr doczesnych, tylko takie życie jest prawdziwie ludzkie: społeczeństwo otwarte nie wie, co to wzniosłość".

Reklama
Reklama

Farsa staje się tragedią

Nihilizm nie ma więc źródeł w biedzie czy nierównościach społecznych. One mogą jedynie przygotowywać dla niego podatny grunt. Rodzi się on z obawy przed rzeczywistością końca Historii. „To właśnie ta perspektywa – mówi swoim słuchaczom Leo Strauss – w co najmniej takim samym stopniu jak rozpaczliwa teraźniejszość doprowadziła do nihilizmu.

Perspektywa planety żyjącej w pokoju, bez rządzących i rządzonych, wizja planetarnego społeczeństwa oddanego jedynie produkcji i konsumpcji, produkcji i konsumpcji dóbr zarowno materialnych, jak i duchowych, była całkowicie przerażająca dla sporej liczby bardzo inteligentnych i bardzo przyzwoitych – choć młodych – Niemców.

Nienawiść budziła w nich wizja świata, w którym każdy byłby szczęśliwy i zadowolony, w którym każdemu przypadłaby w udziale odrobina przyjemności za dnia i odrobina przyjemności nocą, świata, gdzie nie mogłoby bić żadne wielkie serce, a żadna wielka dusza – oddychać, świat bez realnych, niemetaforycznych ofiar i poświęceń, innymi słowy: świat bez krwi, potu i łez. To, co komunistom [i liberałom – przyp. J.T.] wydawało się spełnieniem marzeń ludzkości, tym młodym Niemcom jawiło się jako skrajna degeneracja społeczeństwa, jako kres rodzaju ludzkiego, a przynajmniej jako epoka ostatniego człowieka".

Co uderzające, Leo Strauss mówi o tym wszystkim spokojnie, nie wpadając w stan moralnego wzburzenia. Nie potępia rzeczy, zanim ich nie zrozumie. Wie, że moralna panika jest wyrazem bezradności – zarówno intelektualnej, jak i politycznej. Już choćby dlatego warto jego przemówienie przypomnieć dzisiaj, ku przestrodze liberałów przekonanych, że dla ich wartości nie ma i nie może być żadnej alternatywy.

Nie przytaczam natomiast wypowiedzi Straussa po to, by kreślić śmiałe analogie i łączyć jednoznacznie teraźniejszość z przeszłością. W historii nie ma idealnych powtórzeń ani absolutnych nowości. Istnieją natomiast powtarzalne mechanizmy oraz kilka fundamentalnych ludzkich namiętności, które rozstrzygają o biegu wydarzeń.Dostrzeżmy więc istotne podobieństwa, ale nie wysuwajmy pochopnych wniosków. Dzisiejsi nihiliści nie są tacy sami jak nihiliści niemieccy lat 30. i 40. ubiegłego wieku – ani ideologicznie, ani moralnie. Są jednak nihilistami. Pragną obalić istniejący porządek bez względu na to, co stanie się potem. Podsycają nienawiść do elit oraz strach przed obcymi, nie oglądając się na dalekosiężne skutki takich działań.

Wielbią heroizm i składanie ofiar na ołtarzu wielkich wartości. Gardzą racjonalną kalkulacją sił i prozą codzienności. Owszem, są raczej śmieszni niż straszni. Narzędzia ich polityki to nie brutalna przemoc, ale wpisy na Twitterze i insynuacje w prasie lub na politycznym wiecu. Krytykując ich, warto o tym pamiętać i zachować właściwą miarę zjawisk. Pamiętać warto jednak i o tym, dla kogo mogą przygotowywać grunt. Niech nas więc nie uspokaja komunał, zgodnie z którym to, co w historii było tragedią, powtarza się jako farsa. Bywa i odwrotnie. To, co zaczyna się jako farsa, może skończyć się tragedią.

Reklama
Reklama

Wszystkie cytaty z pism Leo Straussa podaję za „Przeglądem Politycznym", nr 107 (przekład Adama Lipszyca)

Autor jest eseistą, historykiem idei. Ostatnio opublikował „Obecność zła. O filozofii Leszka Kołakowskiego"

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Świat jako felieton Donalda Trumpa
Materiał Promocyjny
MLP Group z jedną z największych transakcji najmu w Niemczech
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Czy Grzegorz Braun nauczy Jarosława Kaczyńskiego odpowiedzialności?
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Ostatnia wojna Europy
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Nowa hierarchia politycznych celów USA
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
felietony
Zuzanna Dąbrowska: Norki wygrały z psami
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama