Śledzenie bieżącej polityki europejskiej i światowej może doprowadzić do kompletnej schizofrenii. Z jednej strony mamy rozsądną wydawałoby się większość, która broni istniejącego ładu społeczno-politycznego, godząc się, za cenę spokoju, na pewne fanaberie obyczajowe. Z drugiej natomiast nastąpił niebywały wysyp różnej maści populistycznych pomysłów, zarówno o komunizującym, jak i faszyzującym charakterze.
Moim zdaniem kluczem do zrozumienia tej paranoi jest historia, którą, niestety, mamy, w coraz większej pogardzie. W najlepszym razie wykorzystujemy ją instrumentalnie do bieżących celów politycznych, kastrując ją przy tym i okrutnie fałszując.
Mam na myśli Wielką Rewolucję Październikową. Rewolucję, która – podobnie jak narodziny nacjonalizmu, dojście Hitlera do władzy i w konsekwencji II wojna światowa – zmieniła oblicze świata, nasze podejście do życia, religii, wyznawanych wartości i na kilkadziesiąt lat ustanowiła (w konsekwencji) obecny ład społeczny.
„Nigdy więcej wojny" było hasłem z równą mocą wypowiadanym po obu stronach żelaznej kurtyny, nawet jeśli rozumienie tych słów było różne. Zmęczenie wojną, strach, rozpacz po stratach, rozmiary ludobójstwa były tak wielkie, że większość społeczeństw gotowa była zgodzić się na wszystko, nawet na rządy komunistów, za cenę spokoju.
Na Zachodzie zresztą owa zgoda oznaczała gospodarczy rozwój i stale rosnący dobrobyt. Spokój został nieco zakłócony najpierw ruchami wyzwoleńczymi w koloniach, głównie francuskich i brytyjskich, a następnie rewolucją obyczajową 1968 roku, ale zawirowania te nie powstrzymały rozwoju zachodniego świata.