Stanisław Kwiatkowski: O źródłach z przeszłości

Powiedzmy wprost: nasi generałowie obawiali się „pomocy”, bo wiedzieli, co by to oznaczało: kolejne przegrane powstanie, znów Polska spłynęłaby krwią – ciąg dalszy polemiki na temat stanu wojennego.

Publikacja: 01.11.2021 21:01

Stanisław Kwiatkowski: O źródłach z przeszłości

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Swego czasu Andrzej Werblan, profesor historii, a wcześniej, co ważne, czynny polityk, omawiając książkę o stanie wojennym jednego z IPN-owskich autorów, wytknął mu, że nazbyt dosłownie czyta źródła, nie biorąc pod uwagę swoistej grypsery politycznej używanej w kręgach rządzących w ogóle, a dyktatorskich w szczególności.

Myślałem o tym samym, czytając tekst Grzegorza Majchrzaka pt. „Stan wojenny i rojenia towarzysza Kwiatkowskiego”, w którym polemizuje z moim artykułem z „Plusa Minusa” („Minusy ujemne red. Chraboty” z 17 października 2021 r.). Jest to następny strzał do tarczy z sylwetką Jaruzelskiego. I znów pudło.

Majchrzak tytułuje mnie „towarzyszem”, a ja nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek zadawał się z nim towarzysko. Ale niech będzie, możemy sobie towarzyszyć w tej wyprawie w przeszłość. Proszę jednak zważyć, powiem to od razu, że moje „rojenia” – są moje, a te przywoływane przez Majchrzaka pochodzą z drugiej ręki.

Pracownik IPN – tak go przedstawiła redakcja – stara się udowodnić, że jesienią 1981 roku nie było zagrożenia inwazją, a Jaruzelski tylko zabiegał u sojuszników o alibi dla stanu wojennego. Na dowód czego przytacza wypowiedź Stanisława Kani, I sekretarza KC PZPR (do października 1981 r.) oraz gen. Floriana Siwickiego, szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

Stanisław Kania: „Wydaje się pewne, że radziecka interwencja mogłaby nastąpić tylko wówczas, gdyby w Polsce dokonywał się przewrót ustrojowy i nastąpiło zerwanie więzi z Układem Warszawskim, czy też gdyby doszło do załamania operacji stanu wojennego z tragicznymi skutkami”.

Czyli „co by było, gdyby...”.

Przywołam innego profesora historii – Jerzy Holzer, również polemizując z kimś z IPN, upominał adwersarza: mniej emocji, więcej intelektualnej dyscypliny w formułowaniu tez. „Historyk musi stawiać śmiałe pytania, ale nieśmiało formułować odpowiedzi. Z całą pewnością wiemy, co się stało (choć i to zmienia kształt w różnych interpretacjach). Nigdy nie będziemy z całą pewnością wiedzieć, co się stać mogło”.

Kania dla Majchrzaka to wiarygodne źródło, „ważna opinia człowieka dobrze, wręcz doskonale, zorientowanego”. Prawda, chociaż...

Czy możemy zbyć milczeniem, co sądzili o Kani inni, z bliska obserwujący jego zachowanie jesienią 1981roku?

Czesław Kiszczak: „W tym czasie kontakt z Kanią jest już bardzo trudny. W kraju narasta chaos, wszystko się wali, gospodarka jest na skraju zapaści. Narasta krytyka. Kania ma coraz większe kłopoty w sprawowaniu kierownictwa. (...) Obawiał się siłowej konfrontacji, nie wierzył w siły i sprawność MON i MSW. Bał się też interwencji wojsk Układu Warszawskiego. Nie miał jednak żadnych koncepcji, żadnych pomysłów na wyjście z kryzysu. Przyjął taktykę lawirowania, która była skuteczna tylko do czasu. Zagubił się zupełnie. (...) Wszystko to przytłaczało Kanię i skrajnie osłabiało psychicznie. Coraz dłuższe były okresy, kiedy był dla spraw partii i państwa nieosiągalny. Pesymizm i beznadzieja coraz bardziej opanowywały partię. Ktoś wówczas makabrycznie określił sytuację: »Jeszcze pół litra i byle do jutra«”.

Wojciech Jaruzelski o Kani: „Przyszedł taki moment, gdy wyczerpały się jego możliwości kierowania. Sytuację dramatycznie zaostrzył zjazd Solidarności. Naciski radzieckie wzmogły się jeszcze bardziej. To wszystko wpłynęło na ogromne, prawie nie do wytrzymania przeciążenie psychiczne. Praca w stałym napięciu, codzienna szarpanina – osłabiły jego odporność. Stan ten z różnych przyczyn niepokojąco się pogłębił. W ostatnich tygodniach dochodziło do tego, że po południu często był po prostu niezdolny do pracy”.

Generał z właściwą mu delikatnością nie powie wprost, o co chodziło z tą „niezdolnością do pracy”. Adiutant Jaruzelskiego porucznik Marian Stepnowski wyrażał się jaśniej, wspominając takich, którzy zamęczali Szefa telefonami i zachowywali się w sposób „wskazujący na spożycie”. Od siebie dodam, że obaj generałowie zawsze mieli trzeźwe spojrzenie na ówczesną sytuację, czego nie można było powiedzieć o Stanisławie Kani.

Tyle o jednym ze źródeł, z których czerpie Majchrzak. Drugie źródło pochodzi z Moskwy. Nie rozumiem dlaczego IPN z taką ufnością podchodzi do dokumentów rosyjskich, a lekceważąco traktuje to, co mówiła nasza generalicja, nie mówiąc o opiniach tych Rosjan, którzy chcieli powiedzieć prawdę. Do danych źródłowych z Moskwy mam taki sam stosunek jak do informacji z IPN. Na ogół prawda, tyle że niecała. Są to produkty jakby na polityczne zamówienie – i tyle.

A teraz o rzekomych zabiegach o alibi dla stanu wojennego, które przetrwały w dokumentach sojuszników. Trzeba wiedzieć, że to, co znalazł Majchrzak w protokole z posiedzenia ministrów obrony narodowej państw członkowskich Układu Warszawskiego w Moskwie w dniach 1-4 grudnia 1981 r., co rzekomo powiedział gen. Florian Siwicki – i podobne wypowiedzi, także gen. Jaruzelskiego, miały na celu wysondowanie prawdziwych zamiarów Moskwy. Dla przykładu – według gen. Michała Janiszewskiego: należało liczyć się także z taką ewentualnością, co było „z punktu widzenia strategicznego niewykluczone, że w tym momencie (z chwilą wprowadzenia stanu wojennego) wkroczą również interwenci”.

O tym samym gen. Kiszczak: „my sami wprowadzimy stan wojenny, po czym sojusznicy wkroczą, na nas zrzucą odium i ustanowią nowe, »leninowskie« kierownictwo”.

Gen. Siwicki: „W owym czasie toczyła się swego rodzaju »gra«, wzajemne sondowanie. My wiedzieliśmy wiele o rzeczywistych polityczno-psychologicznych »manewrach« ówczesnych sojuszników, którzy w ten sposób stawali się obiektywnie rzecz biorąc również swego rodzaju przeciwnikami. Mieliśmy świadomość, ale i dowody, iż różne posunięcia przed nami skrywają. Że z jednej strony wywierają nacisk na wprowadzenie przez nas stanu wojennego, z drugiej zaś są gotowi do własnych działań, że wreszcie trwają konszachty z tzw. prawdziwymi komunistami”.

Dodajmy, że na 15 grudnia wyznaczono otwarcie zjazdu założycielskiego nowej organizacji marksistowsko-leninowskiej. Mamy wystarczająco dużo publikowanych wypowiedzi świadczących o podchodach i wzajemnym przepytywaniu, np. z posiedzenia BP KPZR 10 grudnia: Rosjanie mówili, że są wprowadzani w błąd, że się ich zwodzi, że „Jaruzelski przejawia wobec nas chytrość”.

Nie trzeba być historykiem, żeby wiedzieć o obowiązku czytania dokumentów z przeszłości ze zrozumieniem: motywacji i intencji tych, którzy je tworzyli oraz okoliczności i warunków społeczno-politycznych, oraz innych, w jakich powstały. Oczywiście chodzi o wiarygodne materiały źródłowe, a nie fałszywki. Powiedzmy wprost: nasi generałowie obawiali się „pomocy”, bo wiedzieli, co by to oznaczało: kolejne przegrane powstanie, znów Polska spłynęłaby krwią.

12 grudnia rano Jaruzelski pytał telefonicznie Susłowa – słyszeli rozmowę Siwicki, Kiszczak i Janiszewski – czy jeśli wprowadzimy stan wojenny to będzie nasza wewnętrzna sprawa – i co będzie, jeśli po jego wprowadzeniu sytuacja się skomplikuje? (To pytanie miało szczególną wymowę w świetle wcześniejszego stwierdzenia Breżniewa: „jeśli sytuacja będzie się komplikować – wejdziemy”). Pisząc o tym w 1998 r., Siwicki dodał, że tego rodzaju wyjaśnienia są dlań żenujące. „Okazuje się, iż wbrew faktom, logice, elementarnej uczciwości – na strzępach (bo nie w całości) udostępnionych selektywnie stronie polskiej, materiałów (...) można formułować i upowszechniać różne insynuacje i oskarżenia. Dla mnie jako starego żołnierza, który wraz ze swym przełożonym, ze swymi podwładnymi oraz kolegami, czynił wszystko, ażeby nasze polskie sprawy rozwiązać we własnym zakresie – jest to czymś upokarzającym”.

Wystarczy?

Swego czasu Andrzej Werblan, profesor historii, a wcześniej, co ważne, czynny polityk, omawiając książkę o stanie wojennym jednego z IPN-owskich autorów, wytknął mu, że nazbyt dosłownie czyta źródła, nie biorąc pod uwagę swoistej grypsery politycznej używanej w kręgach rządzących w ogóle, a dyktatorskich w szczególności.

Myślałem o tym samym, czytając tekst Grzegorza Majchrzaka pt. „Stan wojenny i rojenia towarzysza Kwiatkowskiego”, w którym polemizuje z moim artykułem z „Plusa Minusa” („Minusy ujemne red. Chraboty” z 17 października 2021 r.). Jest to następny strzał do tarczy z sylwetką Jaruzelskiego. I znów pudło.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Ewa Szadkowska: Składka zdrowotna, czyli paliwo wyborcze
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Duopol kontra społeczeństwo
analizy
PiS, przyjaźniąc się z przyjacielem Putina, może przegrać wybory europejskie
analizy
Aleksander Łukaszenko i jego oblężona twierdza. Dyktator izoluje i zastrasza
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje