Czekając na błąd przeciwnika

Kampania Komorowskiego sprawia wrażenie leniwego benefisu polityka przekonanego, że zwycięstwo ma w kieszeni. Benefisu bez jakiegokolwiek porywającego przesłania – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 15.06.2010 01:15

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa

Jeśli wierzyć dramatycznym opowieściom sztabowców Platformy, Bronisław Komorowski podjął decyzję o udziale w niedzielnej debacie w TVP parę godzin przed jej rozpoczęciem, podczas wiecu na warszawskiej Agrykoli, gdy – ponoć pod wpływem tysięcy sympatyków PO z całej Polski – „nabrał wiatru w żagle”. Czyżby kandydat Platformy podejmował strategiczne decyzje pod wpływem chwili entuzjazmu? Włóżmy to między bajki. Jeśli o zmianie decyzji rzeczywiście zadecydowały emocje, to zupełnie inne. Strach. Kandydat i jego sztab się przestraszyli, że Polacy uznają Komorowskiego za dezertera.

[srodtytul]Last minute[/srodtytul]

Niezależnie od kulis zmiany decyzji, sam fakt prowadzenia kampanii w trybie last minute pokazuje istotę słabości Platformy. Propaganda wyborcza partii Donalda Tuska to pomieszanie znanych od lat haseł z równie dobrze znaną antypisowską agresją. Metody niby są sprawdzone, ale akurat w tym roku stare chwyty, szczególnie nadużywane, okazują się nieskuteczne.

Aż 42 proc. Polaków uważa, że Janusz Palikot szkodzi kampanii Bronisława Komorowskiego. Sondaż w tej sprawie ogłoszono w dniu, gdy Palikot usiłował przykryć wiec Jarosława Kaczyńskiego w Lublinie swoją manifestacją. Nawet media przychylne PO stwierdziły, że lubelska awantura zaszkodziła Platformie. Skoro tak, to dlaczego liderzy PO zdecydowali się na prowokację Janusza Palikota?

Możliwe są dwie odpowiedzi. Być może w sztabie Komorowskiego nikt nie jest w stanie koordynować działań, a Palikot wymknął się spod politycznej kontroli. To jednak chyba nieprawda, skoro lubelski polityk PO sam ogłosił we „Wprost”, że o czwartkowym wiecu zameldował już we wtorek szefowi sztabu PO Sławomirowi Nowakowi.

[wyimek]Poetyka „polityki miłości”, skuteczna może w epoce sytego i bezpiecznego grillowania lat 2007 – 2008, dziś wydaje się nieco nie na miejscu[/wyimek]

Może więc w sztabie Komorowskiego liczono, że zwolennicy PiS dadzą się sprowokować i na wiecu w Lublinie dojdzie od aktów agresji – po czym z triumfem ogłoszono by, że wraca stary Kaczyński, z agresją, pogardą i przemocą. Jeśli takie były kalkulacje Platformy, to świadczyłyby o wyjątkowym cynizmie działaczy tej partii.

Gdy prowokacja w Lublinie nie powiodła się, natychmiast Platforma uczepiła się wypowiedzianego przez Jarosława Kaczyńskiego podejrzenia, iż PO chce prywatyzować szpitale. O tym, czy rząd Tuska miał takie zamiary, można pewnie dyskutować, jednak dążąc do zaostrzenia kampanii, Platforma natychmiast ogłosiła, że Kaczyński kłamie i postraszyła konkurentów pozwem do sądu w trybie wyborczym. A sam Donald Tusk z mściwą miną ogłosił, że Kaczyński, jeśli już się zmienił, to tylko na gorsze.

[srodtytul]Zamiana ról[/srodtytul]

Cała reszta kampanii Bronisława Komorowskiego – oprócz tego typu aktów agresji wobec kandydata PiS – sprawia wrażenie leniwego benefisu polityka przekonanego, że zwycięstwo ma tak czy inaczej w kieszeni. Benefisu bez jakiegokolwiek porywającego przesłania. Przed wyborami 2007 roku PO mobilizowała młodych wyborców, strasząc ich – skutecznie – że projekt IV RP to zagrożenie dla polskiej demokracji. Dziś nośnego hasła brakuje, a slogan „Zgoda buduje” jest nie tylko wyjątkowo nieatrakcyjny, ale też całkowicie nietrafiony w czasach, gdy lider PiS wzywa do zakończenia wojny polsko-polskiej.

W telewizyjnych reklamówkach wyborczych widzimy Komorowskiego jako dziedzica tradycji polskich arystokratów, a jednocześnie byłego więźnia internatu w Jaworzu. Klipy podkreślają niepodległościową przeszłość marszałka Sejmu, ale – co ciekawe – starannie omijają jego karierę po 1989 roku, gdy kandydat PO był zawsze politykiem drugiego szeregu. Ciekawe, że Bronisław Komorowski odwołuje się do przeszłości w tym samym czasie, gdy jego główny rywal wybiera rolę męża stanu zatroskanego o przyszłość. Pojednanego z Rosjanami i Niemcami, martwiącego się o przyszłość Unii. Tak jakby kandydaci zgodnie zamienili się rolami.

Pytanie, kto lepiej wyjdzie na zamianie ról. I czy Bronisław Komorowski ze swoim image wąsatego „gajowego z dwururką” – jak nazwał go wczoraj szef „Gazety Wyborczej” Jarosław Kurski – nie potrzebuje bardziej nawet niż Kaczyński unowocześnienia i odświeżenia swojego wizerunku? Czy marszałek Sejmu nie jest może dla młodych wyborców większym nawet obciachem niż wyśmiewany do niedawna lider PiS? Być może próbą odpowiedzi na ten problem była wizyta kandydata PO na torze wyścigowym, gdzie marszałek pozował do zdjęć ze znanym rajdowcem, byłym europosłem PO Krzysztofem Hołowczycem.

[srodtytul]Na wałach[/srodtytul]

Przekonanie, że Komorowski jest niekwestionowanym faworytem najwyraźniej zdemobilizowało sztab Platformy. Liczne kiksy marszałka, mogące rozdrażnić choćby powodzian, kompromitują nie tylko jego samego, ale i sztabowców. Jak mogło dojść do tylu gaf? Jedyną odpowiedzią Sławomira Nowaka na to pytanie jest ciężkawy żart, iż marszałek przed wygranymi wyborami jest jak młody człowiek, który musi się wyszumieć przed ślubem.

Trzeba jednak oddać sprawiedliwość Bronisławowi Komorowskiemu – trafił na niełatwy czas. Poetyka „polityki miłości” skuteczna może w epoce sytego i bezpiecznego grillowania lat 2007 – 2008 dziś wydaje się nieco nie na miejscu. Nie dość, że wybory odbywają się w cieniu tragedii narodowej – a takie sytuacje zazwyczaj mobilizują bardziej konserwatywnych wyborców – to w dodatku tuż po powodzi, a więc w sytuacji, gdy ludzie z natury rzeczy są bardziej krytyczni wobec władzy.

Powódź zaskoczyła sztabowców – można by powiedzieć. Nerwowo testowano kolejne warianty. Najpierw marszałek po wałach chodził sam – ale robiło to niepoważne wrażenie i dawało Komorowskiemu okazję do popełniania kolejnych gaf. Kandydat PO zaczął się więc pojawiać w towarzystwie premiera. Co miało pomóc, ale czasem wywoływało efekt odwrotny – bo na tle rzeczowego i zatroskanego Tuska Komorowski prezentował się nieporadnie. Nie wspominając już o tym, że cały ten rytuał wizyt na wałach sprawiał wrażenie gierkowskich „niezapowiedzianych” odwiedzin zakładów pracy.

Kolejne eksperymenty mające wykreować Komorowskiego na postać większego formatu po prostu się nie udają. Marszałek Sejmu nie jest imponujący ani jako numer 2 stojący za plecami Donalda Tuska na wałach przeciwpowodziowych, ani jako głowa państwa zwołująca Radę Gabinetową.

[srodtytul]Kiedy spadnie maska[/srodtytul]

W tej sytuacji jedyną nadzieję sztabowcy Platformy upatrują w potknięciach Jarosława Kaczyńskiego. Liczą na to, że liderowi PiS spadnie w końcu maska polityka pojednawczego i łagodnego, że da się sprowokować do jakiejś wyrazistej wypowiedzi, którą będzie można przedstawić w zaprzyjaźnionych mediach jako agresywną i nienawistną. A wtedy łatwiej będzie zmobilizować wyborców zazwyczaj niechętnych do głosowania, zapatrzonych w Kubę Wojewódzkiego i Szymona Majewskiego – czyli tych młodych ludzi, którzy zadecydowali o zwycięstwie PO w 2007 roku.

Jeśli ta operacja się nie powiedzie – a na razie nic na to nie wskazuje, aby miała się udać – sztabowcy Platformy przed drugą turą będą mogli już tylko z niepokojem analizować badania socjologiczne, próbować wyczytać z nich, co zrobić, aby wyborcy Grzegorza Napieralskiego i Waldemara Pawlaka 4 lipca oddali głos na marszałka Sejmu. Bo jeśli zwolennicy lewicy i ludowców stwierdzą, że Komorowski nie jest ich kandydatem, a powrót kaczyzmu Polsce nie grozi, to mogą też powiedzieć sobie, iż nie warto fatygować się na drugą turę wyborów.

Jeśli wierzyć dramatycznym opowieściom sztabowców Platformy, Bronisław Komorowski podjął decyzję o udziale w niedzielnej debacie w TVP parę godzin przed jej rozpoczęciem, podczas wiecu na warszawskiej Agrykoli, gdy – ponoć pod wpływem tysięcy sympatyków PO z całej Polski – „nabrał wiatru w żagle”. Czyżby kandydat Platformy podejmował strategiczne decyzje pod wpływem chwili entuzjazmu? Włóżmy to między bajki. Jeśli o zmianie decyzji rzeczywiście zadecydowały emocje, to zupełnie inne. Strach. Kandydat i jego sztab się przestraszyli, że Polacy uznają Komorowskiego za dezertera.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?