Jeśli wierzyć dramatycznym opowieściom sztabowców Platformy, Bronisław Komorowski podjął decyzję o udziale w niedzielnej debacie w TVP parę godzin przed jej rozpoczęciem, podczas wiecu na warszawskiej Agrykoli, gdy – ponoć pod wpływem tysięcy sympatyków PO z całej Polski – „nabrał wiatru w żagle”. Czyżby kandydat Platformy podejmował strategiczne decyzje pod wpływem chwili entuzjazmu? Włóżmy to między bajki. Jeśli o zmianie decyzji rzeczywiście zadecydowały emocje, to zupełnie inne. Strach. Kandydat i jego sztab się przestraszyli, że Polacy uznają Komorowskiego za dezertera.
[srodtytul]Last minute[/srodtytul]
Niezależnie od kulis zmiany decyzji, sam fakt prowadzenia kampanii w trybie last minute pokazuje istotę słabości Platformy. Propaganda wyborcza partii Donalda Tuska to pomieszanie znanych od lat haseł z równie dobrze znaną antypisowską agresją. Metody niby są sprawdzone, ale akurat w tym roku stare chwyty, szczególnie nadużywane, okazują się nieskuteczne.
Aż 42 proc. Polaków uważa, że Janusz Palikot szkodzi kampanii Bronisława Komorowskiego. Sondaż w tej sprawie ogłoszono w dniu, gdy Palikot usiłował przykryć wiec Jarosława Kaczyńskiego w Lublinie swoją manifestacją. Nawet media przychylne PO stwierdziły, że lubelska awantura zaszkodziła Platformie. Skoro tak, to dlaczego liderzy PO zdecydowali się na prowokację Janusza Palikota?
Możliwe są dwie odpowiedzi. Być może w sztabie Komorowskiego nikt nie jest w stanie koordynować działań, a Palikot wymknął się spod politycznej kontroli. To jednak chyba nieprawda, skoro lubelski polityk PO sam ogłosił we „Wprost”, że o czwartkowym wiecu zameldował już we wtorek szefowi sztabu PO Sławomirowi Nowakowi.