Drugi raz do tej samej rzeki?

Pytania o to, jak rządy braci Kaczyńskich w praktyce realizowały ideę „Polski solidarnej”, mogą prezesowi PiS bardzo utrudnić przeciągnięcie na swoją stronę nieufnych lewicowych wyborców – pisze socjolog

Publikacja: 24.06.2010 00:59

dr Jacek Kucharczyk

dr Jacek Kucharczyk

Foto: Rzeczpospolita

Red

O sukcesie w pierwszej turze wyborów prezydenckich mogą dziś mówić wszyscy trzej kandydaci, którzy uzyskali dwucyfrowy wynik. Bronisław Komorowski zajął pierwsze miejsce i wciąż jest faworytem w wyścigu o fotel prezydenta. Jarosław Kaczyński wykorzystał społeczne emocje i nastroje po katastrofie smoleńskiej i zajął drugie miejsce, osiągając wynik jedynie o 5 punktów procentowych gorszy niż Komorowski, co daje mu nadzieję na nawiązanie równej walki w drugiej turze wyborów.

No i wreszcie Grzegorz Napieralski, który, startując z bardzo niskim poparciem, przyciągnął skutecznie głosy lewicowych wyborców. Tym samym potwierdził dominującą pozycję SLD na lewicy oraz swoje przywództwo w SLD. Wynik Napieralskiego pokazał także, że lewica w Polsce może znów odgrywać znaczącą rolę polityczną i że nie wszyscy wyborcy gotowi są zaakceptować obecny podział niemal całej sceny politycznej pomiędzy dwie partie prawicowe. Jednocześnie każdego z tych polityków wynik pierwszej tury stawia przed poważnymi dylematami, a ich działania w ciągu dwóch tygodni przed drugą turą w dużej mierze określą polityczną przyszłość ich samych oraz formacji, które reprezentują.

[srodtytul]Posmoleński wizerunek[/srodtytul]

Jeśli Bronisław Komorowski przegra wybory 4 lipca, to będzie to nie tylko cios dla jego osobistej kariery politycznej, ale także zdarzenie, które może zapoczątkować kres dominacji Platformy Obywatelskiej na polskiej scenie politycznej. Zada to cios planom Donalda Tuska, które zakładały, że wygrana PO w wyborach prezydenckich będzie odskocznią do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych w 2011 roku.

To pozwoliłoby Tuskowi osiągnąć coś, co nie udało się dotąd żadnemu politykowi po 1989 roku, to znaczy przedłużyć rządy swojego gabinetu na drugą kadencję z rzędu, tak aby móc wprowadzać w życie ambitny program reformatorski zarysowany w raporcie „Polska 2030”. Zwycięstwo Kaczyńskiego sprawi, że cały ten plan zawali się kompletnie i nawet ewentualny dobry rezultat PO w kolejnych wyborach nie pozwoli Tuskowi realizować swojej polityki, która pozostawać będzie zawsze w cieniu prezydenckiego weta.

Wyzwaniem dla Jarosława Kaczyńskiego jest natomiast dalsze rozszerzenie jego elektoratu w taki sposób, aby nie utracić zaufania i poparcia najwierniejszych wyborców, którzy podzielają jego widzenie Polski i świata oparte raczej na ostrych, dychotomicznych podziałach na „my” i „oni” niż na porozumieniu i budowaniu konsensu. Pierwsze słowa Kaczyńskiego po ogłoszeniu wyników wyborczych sugerują zresztą ostrą kampanię, opartą na podkreślaniu różnic między „Polską Kaczyńskiego” a „Polską Komorowskiego”, co może jednak z kolei zrazić nowych wyborców, których przekonał posmoleński wizerunek tego polityka.

Także zwycięstwo 4 lipca postawiłoby Kaczyńskiego przed poważnym dylematem związanym z przywództwem jego partii oraz wskazaniem kandydata PiS na premiera przed wyborami do parlamentu. Na razie nie widać, żeby Kaczyński, podobnie jak Tusk, planował swoje posunięcia na dwa ruchy do przodu i miał plan działania obejmujący zarówno obecne, jak i kolejne wybory, inny niż „mocna porażka” w pojedynku z Komorowskim.

[srodtytul]Problem Kościoła[/srodtytul]

Grzegorz Napieralski także stoi przed dylematami związanymi z zagospodarowaniem sukcesu. Bezwarunkowe poparcie jednego z dwóch prawicowych kandydatów mogłoby się okazać początkiem wasalizacji SLD przez jednego z dwóch głównych graczy. Nie na darmo Hamlet ostrzegał u Szekspira: „Biada podrzędnym istotom, gdy wchodzą / Pomiędzy ostrza potężnych szermierzy”. Wprawdzie po 30 czerwca pozycję polityczną Napieralskiego trudno określić jako podrzędną, ale wyraźne zaangażowanie po stronie któregoś z kandydatów nie musi się spodobać jego nowym i starym wyborcom.

Jeśli jednak Napieralski zachowa równy dystans do obu kandydatów, a wybory 4 lipca wygra Kaczyński, to ci sami wyborcy mogą mu mieć za złe, że swoją postawą umożliwił recydywę IV RP, mimo że przed pierwszą turą prezentował się jako najlepszy gwarant tego, że taka recydywa nie nastąpi. Natomiast zwycięstwo Komorowskiego przy neutralnej postawie Napieralskiego oznaczać będzie, że wyborcy tego ostatniego i tak przerzucili głosy na kandydata PO, nie czekając na opinię przywódcy SLD. Taki scenariusz także oznaczałby dla Napieralskiego polityczną porażkę.

Dlatego zapewne Napieralski będzie starał się jasno formułować postulaty programowe, do których powinni się odnieść obaj kandydaci, jeśli chcą zdobyć poparcie lewicowego wyborcy

– parytety dla kobiet, legalne refundowane in vitro, wycofanie wojsk z Afganistanu, Karta praw podstawowych i inne. Kwestią, która może postawić obydwu kandydatów w trudnej sytuacji, są relacje państwo – Kościół.

Warto zauważyć, że w ostatnim tygodniu przed wyborami do opinii publicznej docierały różne bulwersujące kwestie dotyczące Kościoła – ciąg dalszy sprawy arcybiskupa Paetza, orzeczenie Trybunału w Strasburgu dotyczące etyki w szkole i negatywna reakcja Kościoła na to orzeczenie czy też list episkopatu domagającego się, aby rząd nie podejmował działań na rzecz wprowadzenia unijnej dyrektywy dotyczącej przeciwdziałania dyskryminacji.

[wyimek]Negatywne reakcje części opinii publicznej na wszechobecność Kościoła w czasie uroczystości po tragedii smoleńskiej napędziły wyborców Napieralskiemu[/wyimek]

To wszystko, podobnie jak negatywne reakcje części opinii publicznej na wszechobecność Kościoła w czasie uroczystości żałobnych po katastrofie smoleńskiej, zapewne napędziło wyborców Napieralskiemu jako jedynemu kandydatowi, który w ogóle był w stanie poruszyć w kampanii problem wpływu Kościoła na polskie życie publiczne.

[srodtytul]Solidarna i liberalna[/srodtytul]

Badanie przeprowadzone przez CBOS na mniej więcej tydzień przed głosowaniem pokazało, że dwie trzecie wyborców Napieralskiego gotowe były zagłosować na Komorowskiego jako na kandydata drugiego wyboru, a zaledwie co dziesiąty gotów był przerzucić swój głos na Jarosława Kaczyńskiego. Komorowski wydaje się zatem mieć lepszą pozycję wyjściową. Jednak on sam w ostatnich dniach kampanii nie był w stanie przedstawić wyborcy lewicowemu żadnych atrakcyjnych propozycji programowych.

Zapewne skuteczna nominacja Belki na szefa NBP oraz poparcie Cimoszewicza przekonały go, że to wystarczy, aby zdobyć sympatię centrolewicy i lewicy. Świadczy o tym fatalne wystąpienie kandydata PO na Kongresie Kobiet, w którym wykazał się całkowitym brakiem słuchu politycznego. W rezultacie w sondzie wyborczej na stronie kongresu wygrał Napieralski.

Pokazuje to, że wyborcom lewicy bardziej zależy na kwestiach programowych niż na tym, kto kogo popiera. Podobnie może być przed drugą turą, kiedy to o tym, jak zachowają się wyborcy lewicowi, przesądzi nie tyle głos Grzegorza Napieralskiego, ile otwartość Komorowskiego i Kaczyńskiego na sprawy ważne dla lewicowego wyborcy.

Kampania Kaczyńskiego będzie zatem zapewne odwoływać się do różnicy pomiędzy „Polską solidarną” a „Polską liberalną”, która przyniosła PiS sukces w 2005 roku. Czy jednak do tej samej rzeki uda się wejść po raz drugi dzisiaj, po pięciu latach prezydentury Lecha Kaczyńskiego i dwóch latach rządów Jarosława Kaczyńskiego – gdy obniżono podatki najlepiej zarabiającym i zmniejszono składkę rentową,

co dzisiaj skutkuje rosnącym deficytem ZUS. Czy straszenie prywatyzacją szpitali będzie skuteczne, skoro zawetowane przez Lecha Kaczyńskiego zmiany w służbie zdrowia były przedtem proponowane przez PiS?

Pytania o to, jak rządy braci Kaczyńskich w praktyce realizowały ideę „Polski solidarnej”, mogą prezesowi PiS bardzo utrudnić przeciągnięcie na swoją stronę nieufnych lewicowych wyborców. Nie wynika z tego bynajmniej, żeby Komorowski mógł spać spokojnie, uważając, iż wyborcy centrum i lewicy nie mają innego wyjścia, jak tylko na niego zagłosować. Jak wiadomo między innymi z badań i analiz Instytutu Spraw Publicznych, duża część polskiego elektoratu to tzw. wyborcy wahający się, którzy raz biorą udział w wyborach, a raz nie. To, że zagłosowali w pierwszej turze, nie oznacza, że zagłosują w drugiej. Nie ma też pewności, że lewicowych wyborców, którzy 4 lipca zostaną w domu, zastąpią przy urnach wyborcy, których wystraszy widmo IV RP.

[srodtytul]Modernizacja[/srodtytul]

Kilka tygodni temu pisałem na łamach „Rzeczpospolitej” o niebezpieczeństwie tego, że tocząca się w cieniu smoleńskiej katastrofy kampania prezydencka zamieni się w konkurs na największego patriotę, zabraknie w niej zaś miejsca na dyskusję o programie dalszej modernizacji Polski. Tak się w dużej mierze stało, choć samo hasło modernizacji od czasu do czasu powracało w wypowiedziach kandydatów.

Pytanie o model modernizacji pozostaje jednak w mocy. Czy ma to być model modernizacji konserwatywnej i autorytarnej, ograniczonej do gospodarki, a wyłączającej pewne obszary polityki społecznej, np. prawa kobiet i mniejszości? Czy też modernizacja powinna obejmować także te sfery życia, które w dominującym obecnie w Polsce dyskursie politycznym spycha się do getta „spraw obyczajowych”? Kandydat, który będzie chciał zdobyć poparcie wyborców centrolewicowych, powinien na takie pytanie umieć odpowiedzieć.

[i]Autor jest szefem Instytutu Spraw Publicznych[/i]

O sukcesie w pierwszej turze wyborów prezydenckich mogą dziś mówić wszyscy trzej kandydaci, którzy uzyskali dwucyfrowy wynik. Bronisław Komorowski zajął pierwsze miejsce i wciąż jest faworytem w wyścigu o fotel prezydenta. Jarosław Kaczyński wykorzystał społeczne emocje i nastroje po katastrofie smoleńskiej i zajął drugie miejsce, osiągając wynik jedynie o 5 punktów procentowych gorszy niż Komorowski, co daje mu nadzieję na nawiązanie równej walki w drugiej turze wyborów.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: O wyższości 11 listopada nad 3 maja
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku