Bronisław Wildstein twierdzi, że eksperci wywodzący się ze środowiska intelektualistów, którzy w latach 1980 – 1981 byli pośrednikami między robotnikami i studentami a władzą, nie rozumieli ruchu i prezentowali do niego stosunek paternalistyczny. Co gorsza, prowadzili własną politykę, która ograniczała wolnościowe aspiracje społeczeństwa. W szczególności Niezależne Zrzeszenie Studentów nie było traktowane po partnersku.
„Metaforyczną wręcz sceną pokazującą owe relacje – pisze Wildstein – jest zakończenie strajku studenckiego w Łodzi, którego przywódcy trzymani są na korytarzu, a w gabinecie ostateczny kształt porozumienia wicepremier Mieczysław F. Rakowski ustala ze swoim znajomym, ekspertem „Solidarności” Bronisławem Geremkiem”. Powyższą scenę Wildstein opisał w artykule „U źródeł III Rzeczypospolitej” („Rz” z 22 czerwca 2010 r.), w którym omawia wywiad rzekę z Jarosławem Guzym, późniejszym przewodniczącym prezydium Krajowej Komisji Koordynacyjnej NZS.
[srodtytul]Pokochać partię[/srodtytul]
Zarzut jest dużego kalibru: brak podmiotowości Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Jednak scena opisana przez Wildsteina nie miała miejsca. Jako uczestnik ówczesnych wydarzeń twierdzę także, że rejestracja NZS nie była rezultatem konszachtów ekspertów i władzy, lecz zwycięstwem strajkujących studentów i sukcesem Ogólnopolskiego Komitetu Założycielskiego. Otwierała drogę do podpisania Porozumienia Łódzkiego i zakończenia strajków w całym kraju.
Przypomnijmy, że podczas strajku w Łodzi władze dążyły do oddzielenia podpisania porozumienia od rejestracji zrzeszenia. Gdy się to nie udało, chciały wprowadzenia do statutu NZS kierowniczej roli PZPR. Najpierw zwróciły się do „Solidarności”, aby ta nakłoniła Ogólnopolski Komitet Założycielski do wprowadzenia zmian. Do rzecznika prasowego związku Karola Modzelewskiego zadzwonił Stanisław Ciosek z żądaniem, żeby „NZS pokochał socjalizm w swoim statucie w takim zakresie, w jakim w swoim statucie uczyniła to „Solidarność”„.