Każda grupa partyjnych secesjonistów ma po rozłamie wielki moment uroczystej odsłony. Grupa śmiałków ustawia się przed dziennikarzami na schodach w sejmowym holu, lider ich byłej partii sypie gromy, a politolodzy gubią się w dociekaniach, czy nowa grupa wstrząśnie sceną polityczną. Tak było z Polską Plus, Prawicą Rzeczypospolitej, a ostatnio z Ruchem Poparcia Janusza Palikota. Zawsze słyszymy to samo – twórcy nowej formacji zapowiadają objazd po kraju, twierdzą, że tysiące ludzi zmęczonych politycznym stutus quo tylko marzy o jakiejś "nowej jakości".
Polska Jest Najważniejsza – ugrupowanie Joanny Kluzik-Rostkowskiej – swoją wielką odsłonę miała we wtorek. Tłum reporterów relacjonował złożenie u marszałka Sejmu wniosku o powstanie nowego klubu poselskiego. Teraz jednak nadchodzi dzień powszedni PJN. Najważniejsze będzie nie to, co widać w telewizji, ale to, co dzieje się w partyjnej kuchni Joanny Kluzik-Rostkowskiej.
[srodtytul]Na pustyni Gobi[/srodtytul]
Profesor Zdzisław Krasnodębski apeluje, aby zarówno pisowcy, jak i politycy odchodzący z partii ograniczali się we wzajemnych atakach, bo być może za jakiś czas przyjdzie im działać we wspólnej koalicji. Wzywa, aby obie strony "nie paliły za sobą mostów". Czy rzeczywiście jest szansa na taką powściągliwość?
Najbliższe miesiące będą czasem wojny domowej w PiS. To sytuacja normalna przy okazji każdej secesji. Prawowierni pisowcy nie będą obserwować spokojnie, jak PJN wyciąga im z partii kolejnych ludzi. Tym bardziej że ludzie Joanny Kluzik-Rostkowskiej już odnieśli poważne sukcesy. Oprócz pewniaków, takich jak sejmowi muzealnicy, do nowego klubu udało się przyciągnąć stosunkowo dużo młodych, którym przejadła się hierarchia w Klubie PiS, a także paru posłów średniego pokolenia, takich jak Wojciech Mojzesowicz, Kazimierz Hajda czy Wiesław Kilian. A jeśli nowa formacja okaże się sukcesem, ten bolesny podział pójdzie w dół – aż do pisowskiego elektoratu.