Adam Boniecki i Wiesław Mering o Nergalu

Mój sprzeciw budzi zarówno argumentacja ks. Bonieckiego w sprawie Nergala, jak i język listu otwartego bp. Meringa – pisze publicystka "Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 03.10.2011 21:26 Publikacja: 03.10.2011 19:38

Ewa K. Czaczkowska

Ewa K. Czaczkowska

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Dyskurs w sprawie obecności Nergala w publicznej telewizji, którego ostatnim mocnym akcentem był list otwarty bp. Wiesława Meringa do ks. Adama Bonieckiego, obnażył wielką słabość polskiego Kościoła: nie potrafimy rozmawiać ze sobą wewnątrz Kościoła ani przedstawiać swojego stanowiska na zewnątrz. Kościół instytucjonalny ma ogromny problem z komunikacją.

Biskupi próbują już wyciszyć konflikt między bp. Meringiem a ks. Bonieckim. I słusznie, bo nie jest to budujący przykład. W dodatku nie jest prawdą, że wszyscy widzą jedynie błąd ks. Bonieckiego, a nie czują zażenowania stylem listu bp. Meringa. I podział opinii w tej sprawie nie przebiega między tzw. Kościołem otwartym a mediami o. Rydzyka. Te dwa środowiska nie wyczerpują różnorodności Kościoła w Polsce. W tym wypadku prawdziwą, a nie zideologizowaną, linię podziału wyznacza ewangeliczne przekonanie, że potępia się błąd, ale nie obraża człowieka, że jego godność jest zawsze uszanowana.

Zła argumentacja

Odrzucam sposób myślenia ks. Bonieckiego, który nie widzi błędu w zatrudnieniu w TVP Nergala, a w każdym razie mocno to usprawiedliwia. Były naczelny "Tygodnika Powszechnego" próbuje przekonać, że nie ma co dramatyzować, że w gruncie rzeczy nic złego się nie dzieje, bo Nergal w szatana nie wierzy, lecz jedynie odwołuje się do satanistycznej symboliki, aby wyrazić swój sprzeciw wobec religii. Na dowód przywołuje wywiad, jakiego Adam Darski udzielił "Newsweekowi", i jeden tekst piosenki-wiersza Tadeusza Micińskiego. Nie wspomina jednak ani słowem o całej reszcie tekstów, dostępnych przecież w Internecie, które nawołują do zbrodni, są pełne nienawiści i bluźnierstw.

Cóż, nie wiem, czy Nergal wyznaje szatana (w innych wywiadach nie dawał jednoznacznej odpowiedzi), i nie zamierzam tego dochodzić. Nie w tym rzecz. To jego osobista sprawa. Wystarczy zobaczyć, co robi na scenie, jakich używa znaków, a przede wszystkim o czym śpiewa, by rozumieć, że nawołuje do nienawiści, odwołuje się i nawołuje do zła. To zło – być może dla niego tylko symboliczne – przywołuje. I robi to w sposób świadomy.

Taka "kreacja artystyczna" ma moc oddziaływania na innych. Nie trzeba być "wierzącym" satanistą, aby satanistyczną symbolikę i treść sączyć w serca innych ludzi. W satanizm wchodzi się miękko, zaczynając od początkowo niby nic nieznaczących słów i symboli. A skoro telewizja publiczna kreuje Nergala na idola, bohatera masowej wyobraźni, to nie zdziwię się, jeśli za jego sprawą wiele osób w sposób świadomy albo nie zacznie się interesować satanizmem, epatować satanistyczną symboliką. Kto jak kto, ale katolicki ksiądz powinien wiedzieć, że to nie jest zabawa. A już stwierdzenie, że "Nergal nie jest diabłem, obejrzałem program z jego udziałem", jest w ustach księdza intelektualnie żenujące.

Niedobry język

Mój sprzeciw budzi zarówno argumentacja ks. Bonieckiego, jak i język listu otwartego bp. Meringa. Ks. Józef Tischner mówił kiedyś, że zna ludzi, którzy stracili wiarę po zetknięciu ze swoim proboszczem. Senior "Tygodnika Powszechnego" z powodu stylu listu na pewno wiary nie straci, ale wielu, którzy są w Kościele nie z wyboru serca, ale tradycji (i dla których Kościół to duchowieństwo), może mieć z tym poważny problem. W tych natomiast, dla których w Kościele ważny jest Bóg, a nie zachowanie księży, pozostanie niesmak i zażenowanie.

Uwaga, by ks. Boniecki zafundował sobie badania okulistyczne, że bliżej mu do "światłych" niż "moherowych", wyciąganie przeszłości ojca Magdaleny Środy (która stwierdzeniem o chęci darcia Biblii wystarczająco się ośmieszyła i zdeklasowała jako humanistka) to nie jest język Ewangelii. Ewangelia mówi tak-tak, nie-nie, ale ma na względzie godność drugiego człowieka. Co po takiej mowie, gdy niszczy człowieka zamiast go podnosić do góry? Tak chętnie się odwołujemy do Jana Pawła II, ale dlaczego nie bierzemy z niego przykładu? Papież był twardy, mówił prawdę, ale nigdy nie ranił godności drugiego, także błądzącego.

Bp Mering powołuje się w liście na kard. Wyszyńskiego, który rzekomo miał mówić, że to "moherowi" nadstawią karku za Kościół w przyszłości, a nie elity. Prymas, owszem, nie cenił katolickich elit poza częścią dawnego przedwojennego "Odrodzenia" i wspierał pobożność ludową, w której widział tamę przed komunistycznym ateizmem. Ale odnosił to do czasów PRL. Dziś już wiemy, że w tamtych czasach zawiedli nie tylko przedstawiciele elit, ale też wszystkich grup społecznych; byli oni wśród świeckich i duchownych. Z listu można by wnosić, że biskup Mering przestał być czytelnikiem "Tygodnika Powszechnego" po 1989 roku, gdy pismo stało się niszowe, przeznaczone dla "dobrze o sobie myślących elit". Tymczasem pierwszego wywiadu po nominacji biskupiej w kwietniu 2003 roku udzielił właśnie tygodnikowi, na którego łamach gościł też rok później. W tekstach "Naszego Dziennika" wystąpił zaś dopiero w 2007 roku, chyba że archiwum gazety nie jest kompletne. Ale mniejsza z tym.

Konsekwencje Krakowskiego Przedmieścia?

Pozostaje pytanie, w jaki sposób zarówno osoby wierzące, jak i Kościół instytucjonalny mają się domagać w życiu publicznym szacunku dla symboli religijnych. Jak mają rozmawiać o tym co święte ze światem, w którym coraz więcej osób nie wierzy w żadną świętość, odrzuca każdą religię.

Badania socjologiczne pokazują, że ta tendencja będzie narastać, a zatem coraz częściej będą się pojawiać sytuacje i wydarzenia podobne do tych, które ostatnio uderzyły w osoby wierzące. Bulwersujący wyrok gdyńskiego sądu w sprawie Nergala nie jest jedyny.

Jeszcze bardziej zdumiewający jest wyrok warszawskiego sądu sprzed kilku dni, który uznał, iż szydzenie z krzyża przez showmenów Wojewódzkiego i Figurskiego było również "kreacją artystyczną". Ten wyrok bardziej oburza, bo dziennikarze czynili to na antenie Radia Eska Rock, gdy Nergal "tylko" na zamkniętym koncercie (co nie jest obroną, skoro film z niego można obejrzeć w Internecie). Jeśli do tego dodamy wysyp głupich, obliczonych na uderzenie w uczucia religijne wierzących okładek tygodników, tym bardziej widać, że jest to jakieś memento dla Kościoła.

Niektórzy nie bez racji w tym ciągu zdarzeń widzą konsekwencję ubiegłorocznych wydarzeń na Krakowskim Przedmieściu, gdy krzyż nie został w sposób właściwy obroniony przez Kościół i wierzących. Został potwornie zinstrumentalizowany przez polityków z obu stron barykady: przez PO i PiS. Skoro Kościół nie obronił wówczas krzyża przed manipulacją, to dzisiaj łatwiej drwić z niego dziennikarzom, a Darskiemu drzeć Biblię na koncertach, nazywając ją "g...".

Od oświadczeń  lepszy bojkot

Co robić w takich sytuacjach? Zarówno bagatelizowanie, jak i nadmierne rozdmuchiwanie takich wydarzeń jak ostatnie nie jest właściwe. Ale na pewno milczeć nie wolno. Trzeba protestować – i chwała biskupowi Meringowi, że to czynił – oraz wykorzystywać wszelkie inne dostępne w demokracji formy wyrażania opinii.

W wypadku programu z udziałem Nergala najlepszą formą sprzeciwu byłoby nie tylko – co pierwsze i podstawowe – wyłączanie w tym czasie telewizora, ale i bojkotowanie produktów oferowanych przez firmy reklamujące się w czasie okołoprogramowym. Ale do tego potrzeba dużej świadomości i odpowiedzialności wierzących. Na to właśnie oraz lepszą i głębszą znajomość wiary powinni w moim przekonaniu postawić duszpasterze i katoliccy publicyści. Ze światem, który nie poważa religii, nie da się rozmawiać poprzez napominania i pokrzykiwania, poprzez emocje, ale jedynie przez argumenty umysłu i postawę serca. Nie da się też rozmawiać jedynie poprzez oświadczenia.

Koleżanka z redakcji w pierwszej połowie września przez trzy dni dzwoniła do kilku znaczących biskupów, prosząc o wywiad w sprawie Nergala. Żaden się nie zgodził, a były w tym gronie osoby, które wydały oświadczenia potępiające obecność Darskiego w telewizji. Na portalu Areopag21.pl nie mogliśmy znaleźć w Warszawie chętnego do rozmowy wideo księdza, który powiedziałby o istocie osobowego zła, bo wielu nie czuło się... kompetentnych. Skąd świeccy katolicy, poza Biblią, mają czerpać wiedzę, jak stawać twarzą w twarz i walczyć na argumenty z osobami obrażającymi symbole religijne i religię, gdy w tę wiedzę nie pomaga im się uzbroić? Kolejnym wyzwaniem, przed którym stają katolicy, jest zmiana sytuacji, w której prawo w Polsce słabiej chroni chrześcijan i ich symbole niż inne grupy religijne.

W wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" w 2003 roku bp Wiesław Mering mówił: "Obawiam się, że najwięcej problemów Kościół w Polsce może mieć z otwartością. Wszystko się ostatnio zideologizowało. To, co służy jakiejś grupie wiernych – jest słuszne, a co nie służy jej interesom – staje się zagrożeniem, jest wątpliwe, zasługuje na etykiety takich czy innych "izmów". Kościół zamiast być płaszczyzną porozumienia ponad ideologią, dzieli się na zakrystie. Jest to stare zjawisko. Już u św. Pawła czytamy: "Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa".

Nie wierzę naiwnie, że w związku z wyzwaniami, przed jakimi stoją w Polsce katolicy, znikną wewnątrzkościelne podziały. Jeśli Kościół jednak nie nauczy się rozmawiać z ludźmi, jak będzie mówił o Bogu innym?".

Dyskurs w sprawie obecności Nergala w publicznej telewizji, którego ostatnim mocnym akcentem był list otwarty bp. Wiesława Meringa do ks. Adama Bonieckiego, obnażył wielką słabość polskiego Kościoła: nie potrafimy rozmawiać ze sobą wewnątrz Kościoła ani przedstawiać swojego stanowiska na zewnątrz. Kościół instytucjonalny ma ogromny problem z komunikacją.

Biskupi próbują już wyciszyć konflikt między bp. Meringiem a ks. Bonieckim. I słusznie, bo nie jest to budujący przykład. W dodatku nie jest prawdą, że wszyscy widzą jedynie błąd ks. Bonieckiego, a nie czują zażenowania stylem listu bp. Meringa. I podział opinii w tej sprawie nie przebiega między tzw. Kościołem otwartym a mediami o. Rydzyka. Te dwa środowiska nie wyczerpują różnorodności Kościoła w Polsce. W tym wypadku prawdziwą, a nie zideologizowaną, linię podziału wyznacza ewangeliczne przekonanie, że potępia się błąd, ale nie obraża człowieka, że jego godność jest zawsze uszanowana.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Unia Europejska na rozstaju dróg
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Zmiana unijnego paradygmatu
Opinie polityczno - społeczne
Cezary Szymanek: Spełnione nadzieje i rozwiane obawy po 20 latach w UE
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Witajcie w innym kraju
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO