Ich zdaniem na obietnice i wymówki rządu może się nabrać tylko ciemny lud. Mądrzy obywatele będą głosować na opozycję, która ma „słuszne poglądy na wszystko".
Problem w tym, że w demokracji każdy dorosły obywatel ma wyborczy głos. Podważanie tego, iż każdy głos jest równy, przeczy zasadom demokracji. Opozycja słusznie twierdzi, iż w demokracji liczą się nie tylko wybory, lecz również konstytucja i prawa mniejszości. Jednak trudno sobie wyobrazić demokrację, w której wyniki wyborów nie są respektowane, bo ciemny lud dał się oszukać.
Mówienie o ciemnym ludzie jest zresztą zabójcze w kategoriach strategii wyborczej. Jak można oczekiwać, by wyborca głosował na tych, którzy na niego patrzą z góry, by nie powiedzieć – z pogardą. W demokracji nawet najbardziej szary obywatel jest suwerenem, a nie tylko samozwańczy interpretator demokratycznej Biblii.
Mówienie o ciemnym ludzie uwiarygadnia populistyczną narrację o liberalnej oligarchii, dla której liczy się tylko „prawda" dotycząca wąskiej grupy dobrze wykształconych, uposażonych i uprzywilejowanych osób. Jak oligarchia mówi, że nie liczy się Radom, tylko Warszawa, to taka jest oczywista prawda. Jak oligarchia przekonuje, że nie stać nas na politykę społeczną, to lepiej stanąć w kolejce do Caritasu, niż głosować na populistów.
Podejrzewam, że liberalna narracja o ciemnym ludzie jest kierowana głównie do swoich. Niech nasi widzą, jak przyłożyłem populistom i tym, którzy na nich głosują. To jeszcze bardziej uwiarygadnia tezę o oderwanej od rzeczywistości oligarchii. Demokracja polega na próbie przekonania przeciwnika politycznego do własnych wartości i argumentów. Mówienie tylko do swoich z demokracją nie ma nic wspólnego. To wódz plemienny zazwyczaj mówi tylko do swoich, bo jego celem jest zniszczenie przeciwnika, a nie przekonanie drugiej strony do alternatywnej wizji świata.