Klęska PR Donalda Tuska - Krzemiński

Bojowy styl polityków Platformy, świetnie pasujący do polemik z posłem Błaszczakiem, czy Macierewiczem, nijak nie pasuje do rozmowy, choćby, z młodzieżą, protestującą przeciw ACTA — pisze socjolog Ireneusz Krzemiński

Publikacja: 24.02.2012 04:00

Klęska PR Donalda Tuska - Krzemiński

Foto: Fotorzepa, RP Radek Pasterski

Red

Istotnie, trudno sobie wyobrazić gorszy początek rządu, zorganizowanego po raz drugi przez zwycięską partię i zwycięskiego premiera. Jak w soczewce zobaczyć tu można zarówno pewne trwalsze cechy Platformy Obywatelskiej i stylu rządzenia Donalda Tuska, jak i splot różnych, polskich czynników. Klęska rządu w oczach krytycznej opinii publicznej dotyczy sprawy niezwykle istotnej, a zaniedbywanej także w poprzedniej kadencji: komunikowania się ze społeczeństwem.

Premier po raz drugi dobrał sobie rząd zarówno partyjny, jak i bynajmniej – poza nielicznymi, znaczącymi wyjątkami – nie złożony z wybitnych osobistości

Polityczno – administracyjne komunikowanie się społeczne zakłada dwie, dość ściśle ze sobą powiązane sprawy: informowania, ale zarazem i przekonywania do swych planów i decyzji społeczeństwa przez rządzących. Jednak już sama informacja jest sprawą ważną – zwłaszcza, gdy dotyczy istotnych zagadnień, takich, które poruszają szerokie kręgi obywateli.

1.

Jak wiadomo, opozycja i wielu dziennikarzy dawno już ukuło porzekadło o „PR-owskich talentach Tuska i PO". Obecnie, najwyraźniej, porzekadło nijak się nie sprawdza, chyba – że dotyczyło bardzo specyficznej formy działań propagandowych. Klęska komunikacyjna rządu pokazuje, że nie może być dobrej informacji i jednoznacznego przekonywania do rozwiązań rządowych w ekipie, w której nie tylko każdy myśli sobie co innego, ale co innego mówi, a w dodatku – tak naprawdę – nikt nie czuje się odpowiedzialny za to, aby informację przekazać, przedstawić argumenty za nią przemawiające i stworzyć formy debaty publicznej.

W dramatycznej sytuacji, związanej z podpisaniem umowy ACTA z opóźnieniem pojawił się minister Boni – bo to on bardzo często w poprzedniej kadencji był jedynym przedstawicielem rządu, który właśnie brał na siebie zadanie przekazywania pogłębionej informacji o decyzjach rządowych oraz przedstawiania argumentów, które za nimi stoją. Od dawna bowiem nie działa we właściwy sposób centrum rządowej informacji i całe Biuro Prasowe, które pewnie powinno się teraz nazywać Biurem Medialnym, albo zgoła Biurem Komunikacji Społecznej.

Instytucja rzecznika rządu podupadała od dłuższego czasu – rząd Tuska odziedziczył złą w tej dziedzinie tradycję. Elity partyjne bowiem czy to za czasu rządów Millera, czy też Kaczyńskiego były na tyle znaczące i elokwentne, że zepchnęły w cień rzecznika rządu. Zresztą ówcześni premierzy i ich ministrowie – przynajmniej niektórzy – robili taki rejwach informacyjno-propagandowy, że istotnie rzecznik nie był może szczególnie potrzebny.

Ale obecnie, w sytuacji, gdy podejmowane są ważne i brzemienne w skutkach decyzje rządowe i parlamentarne okazuje się, że informacja i perswazja – co tu dużo mówić – to sprawa zasadnicza. Także politycznie i merytorycznie.

Tymczasem zarówno PO jak i sam premier wpadli w pewną pułapkę. Nawet, rzec można, podwójną. Po pierwsze, symptomy niesprawności komunikacyjnej ekipy rządowej i partyjnej dawały o sobie znać wcześniej. Także – choćby w kampanii wyborczej. Strategia działań kampanijnych, wprowadzona w życie przez sejmowy Komitet Wyborczy PO była tak nieudolna, że groziła klęską wyborczą.

Zapobiegło jej aktywne włączenie się Premiera Tuska w kampanię. Ostatecznie określiło to jego rolę jako głównego, jeśli nie jedynego, przedstawiciela i partii, i rządu. W samym PO zdecydowanie brakuje osób, które tak naprawdę miałyby siłę perswazyjną – zwłaszcza taką, która skłaniałaby ludzi do zrozumienia i akceptacji różnych rozwiązań, proponowanych przez rząd i zgłaszanych przez posłów. Ciężar reprezentowania i prezentowania spada zawsze i nieodmiennie na Donalda Tuska.

W efekcie musi to prowadzić prędzej czy później do znaczących „wpadek". Tym bardziej, że działacze partyjni, ale też i przedstawiciele rządzącej ekipy tak są zajęci wzajemnymi przepychankami, targami i konkurencją o zakres władzy oraz dogodne dla siebie i dla „swoich" stanowiska, że zapominają o odpowiedzialności za polityczne działania. Bo, koniec końców, wszystko ochroni charyzmatyczny i mający duży osobisty dar rozmawiania z ludźmi Donald Tusk...

A ponieważ premier po raz drugi dobrał sobie rząd zarówno partyjny, jak i bynajmniej – poza nielicznymi, znaczącymi wyjątkami – nie złożony z wybitnych osobistości, wobec tego, istotnie, gdy nie ma dobrej służby informacyjnej sam musi bez przerwy i w każdej sprawie zabierać głos i przekonywać, że cała partia, rząd i on sam chce samych dobrych rzeczy dla wszystkich Polaków... Trudno nie zauważyć, że jest to droga do dewaluacji znaczenia jego wypowiedzi i publicznych występów.

Po drugie, zwłaszcza poprzednia kadencja ukształtowała bardzo specyficzny styl komunikacji politycznej ze względu na język i działania opozycji. Chodzi o tę główną, pisowską opozycję. Zapewne do tej kwestii sprowadza się porzekadło o „PRowskich talentach". Różne, czasem bardzo pomysłowe a proste posunięcia prowadziły do zwycięstw w tych politycznych potyczkach.

Istotnie, wojna słowna i symboliczna między PO i rządem a PiSem stanowiła zasadniczą treść komunikacji PO i Tuska z obywatelami przez wiele, wiele miesięcy. Kampania wyborcza, paradoksalnie, w pewnym sensie przełamała poprzedni styl, ale pozostały nawyki i odpowiednio wyszkoleni aktorzy medialni. Na pewno PO ma swoich dzielnych bojowników w potyczkach z PiSem, albo i inną opozycją na czele z nieocenionym posłem Niesiołowskim.

Ale okazało się, że bojowy styl, świetnie pasujący do polemik z posłem Błaszczakiem, czy Macierewiczem, nie mówiąc o samym prezesie Kaczyńskiem, nijak nie pasuje do rozmowy, choćby, z młodzieżą, protestującą przeciw ACTA. Styl komunikacji, ukształtowany w wojnie PO z PiSem okazuje się prowadzić na manowce w nowej sytuacji komunikacyjnej i wobec nowych potrzeb porozumienia z opinią publiczną.

2.

Z powyższych rozważań wynika, że instytucjonalnie rząd i premier słabo są przygotowani do dialogu i przekonywania obywateli do swych decyzji. Stoi za tym słabość służb informacyjnych rządu. Ale też i samej partii rządzącej. A w dodatku przedstawiciele ekipy parlamentarno – rządowej mają nawyki, które wcale nie są przydatne w sytuacji, kiedy ludzi trzeba o czymś dobrze informować i przekonywać do czasem ciężkich decyzji. Wszyscy bowiem nabrali wprawy w osobliwej komunikacji społecznej, opartej na słowno-symbolicznej walce z agresywną opozycją, głównie reprezentowaną przez PiS.

Obawiam się jednak, że nie tylko styl, ale treści Pisowskiej krytyki przeciwników politycznych odegrały pewną rolę w trudnościach komunikacji rządu z obywatelami. Nieprzygotowanie i wyraźne zlekceważenie potrzeby informowania i rozmawiania z obywatelami to jedna sprawa, ale siła i radykalizm protestów – to następna i na pewno bardzo zaskakująca kwestia. Sądzę, że była zaskoczona nawet opozycja, choć natychmiast skorzystała z okazji. Bez względu na zajmowane przedtem stanowisko w obradach sejmowych – protesty wsparła.

Trzeba zauważyć, iż protesty – zwłaszcza przeciwko ACTA, ale także dotyczące, w skrócie mówiąc, „ustawy lekowej"- przybierały bardzo ostry ton, zgoła dramatyczny, na ogół nie do końca adekwatny do rzeczywistej treści regulacji. Chwilami miałem wrażenie, jakby powracał styl protestowania przeciw rządom partyjnym w późnym PRL, a więc protestowania przeciwko władzom państwa, którego większość obywateli na pewno nie uznawała za swoje. I oto teraz okazuje się, jakbyśmy dalej jako obywatele tak protestowali przeciwko rządowi, jakby to nie było nasze państwo, wybrany przez nas rząd, parlament itd.

W dużym stopniu jestem skłonny za ten stan nie identyfikowania się obywateli z własnym państwem obarczać odpowiedzialnością opozycję. Sądzę, że widać tu destrukcyjne efekty roboty propagandowej, dokonanej przez aktorów politycznych, takich jak PiS, czy media o. Rydzyka. Wszakże od czasu wprowadzania w życie hasła „IV RP" aż po obecne, kolejne, straszliwe a groźne nonsensy Macierewicza na temat katastrofy smoleńskiej mamy do czynienia właściwie z delegitymizacją własnego państwa.

Najpierw mieliśmy obraz III RP jako dzieła zdrajców narodowych i postkomunistów, czyli właściwie komunistów, spadkobierców PRL. Potem w publiczny sposób PiS wraz z Jarosławem Kaczyńskim nie chciał uznać demokratycznego wyboru prezydenta, a tłumek jego zwolenników pod Pałacem Prezydenckim na warszawskim Krakowskim Przedmieściu śpiewał do Boga, aby raczył mu wrócić... wolną Polskę. Jakbyśmy byli w środku ponurych lat stanu wojennego...

Teraz ciągle mamy sytuację, w której prezes Kaczyński nigdy nie używa zwykłego zwrotu „premier Tusk", tylko mówi Tusk, albo Donald Tusk. Najważniejsze osoby w państwie traktowane są tak, jakby były jakimiś uzurpatorami. 11 listopada, transmitując oficjalne uroczystości państwowe Telewizja Trwam nie pokazała ani razu Prezydenta RP! Nie, przepraszam: pokazano go raz, od tyłu. Kampania o Rydzyka przeciwko decyzji KRRiT w sprawie multipleksu posługuje się takimi hasłami, jakby byliśmy w środku wojny z obcym państwem. Najwyraźniej, stanowi to przykład dla szerokich rzesz i ma swe społeczne skutki.

Powyższe uwagi wcale nie mają „rozgrzeszać" rządu i całego PO z niedostatków w poważnym traktowaniu obowiązku informowania obywateli, przekonywania ich do proponowanych rozwiązań i debatowania z nimi. Zwłaszcza wtedy, gdy losy państwa i przyszłość nas wszystkich jako społeczeństwa wchodzi w grę. Ale błędy czy potknięcia rządu to jedna strona medalu – drugą stroną jest postawa obywateli, zwłaszcza wtedy, kiedy podejmują protesty.

Całkiem zasadnie mają do tego prawo, jednak niepokojący jest fakt, jak dalece protesty przyjmują taką formę i taki ton, jakby zapominano o tym, że koniec końców jest to nasze własne niepodległe państwo. Niepokojący jest radykalizm tych wystąpień, ich dość bezwzględny i anarchistyczny ton. Stwarza to nowe wyzwanie wobec całej politycznej elity – bo taki typ protestów jest mało konstruktywny.

Gdy rodził się ruch Solidarności, to zaczynał od formułowania dziesiątek postulatów wobec rządzących, kierownictw przedsiębiorstw i lokalnych władz. Postulaty nadawały racjonalną, zrozumiałą formę niezadowoleniu, dzięki czemu można było zacząć rozsądną dyskusję i negocjacje. Protest odrzucający proponowane rozwiązania, traktujący je jako zamach na podstawowe wartości demokratyczne i wolność obywateli i na tym poprzestający – jest niepokojący, bo nie niesie tego, co było owym ruchem postulatów.

Ale to też wyzwanie dla państwa i polityków: pokazuje bowiem, że trzeba tworzyć takie formy instytucjonalne, które ludziom pozwolą raczej formułować postulaty niż organizować emocjonalne demonstracje. Widać też, że styl uprawiania polityki ma swe społeczne, masowe konsekwencje.

Autor jest profesorem socjologii, wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego

Istotnie, trudno sobie wyobrazić gorszy początek rządu, zorganizowanego po raz drugi przez zwycięską partię i zwycięskiego premiera. Jak w soczewce zobaczyć tu można zarówno pewne trwalsze cechy Platformy Obywatelskiej i stylu rządzenia Donalda Tuska, jak i splot różnych, polskich czynników. Klęska rządu w oczach krytycznej opinii publicznej dotyczy sprawy niezwykle istotnej, a zaniedbywanej także w poprzedniej kadencji: komunikowania się ze społeczeństwem.

Premier po raz drugi dobrał sobie rząd zarówno partyjny, jak i bynajmniej – poza nielicznymi, znaczącymi wyjątkami – nie złożony z wybitnych osobistości

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?