Nie wiem więc, po co w ogóle jakieś polskie śledztwo? Po co jakieś komisje Millera, prokuratury, zawracanie kijem Wisły i Wołgi? Rząd nie dowierza Rosjanom? To może im od razu, prawda, wojnę, ha, ha, ha wypowiedzmy i zbombardujmy naszymi F-16? Że one nie od bomb są? Więc tym bardziej po co to idiotyczne potrząsanie szabelką i tupanie nóżką, zgódźmy się z tym, co mądrzejsi od nas wyjaśnili.
Na przykład Maciej Lasek, następca nieodżałowanego dostarczyciela czarnej groteski Edmunda Klicha, z mądrzejszymi się zgodził. Mówi więc doktor inżynier pilot Lasek na łamach „Wyborczej
„Nie ma sensu stawiać hipotez od śmigła" - tłumaczy Lasek. I tu głupi by się zadumał. Powiedziałby, że śledztwo polega na tym, iż stawia się wszystkie logiczne hipotezy, a potem, w miarę zbierania dowodów, niektóre eliminuje. Na dzień dobry można odrzucić tezę o najeździe Marsjan, ale już zamachy, że przypomnę Lockerbie, się zdarzają. No, ale tylko głupi myśleć tak może. Mądrej głowie dość dwie słowie, a przecież gen. Anodina zapewniła, że zamachu nie było, lotnisko na tip-top przygotowane, więc wiadomo, pijany pilot, te rzeczy.
Dziś, dwa lata po katastrofie, tak na pewno to wiemy, ile osób zginęło. Czyli dokładnie tyle, ile w jakiś kwadrans po tragedii. A wszystkie debeściackie wrzutki o kursach, ścieżkach i pancernych brzozach, o sekcjach zwłok i przekopywaniu lotniska na metr serwowane medialnym podchwytywaczom przez laskoidalnych ekspertów zdążyły się prędzej skompromitować niż zestarzeć. Ale to akurat Laskowi dobrego humoru nie mąci.