Na wieść o tym, że prawica ma wreszcie swoją wystawę w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, przedstawiciele wielu środowisk patriotycznych, konserwatywnych i narodowych zareagowali zgoła euforycznie.
Swoje miejsce w ramach otwartej 2 czerwca, a trwającej do 19 sierpnia ekspozycji pt. "Nowa sztuka narodowa", znalazły przecież tak różnorodne rodzaje ekspresji, jak projekty pomników upamiętniających katastrofę smoleńską, happeningi kibiców Legii Warszawa, plansze rozkochanych w najnowszej historii komiksiarzy czy wreszcie wybitne okładki Jana Zielińskiego, przygotowane kilka ładnych lat temu dla kwartalnika "Fronda".
Kojarzeni z prawicą publicyści, dziennikarze, plastycy i filmowcy, wiedzeni przekonaniem o korzyściach płynących z wyjścia z artystycznego cienia, przyklepali wiarygodność i "prawomyślność" wydarzenia poprzez swój udział w imprezach towarzyszących wystawie.
Radość prawicowej braci jest zrozumiała. Przecież trudno przypomnieć sobie sytuację, w której budżetowa instytucja kultury sama z siebie udzieliłaby miejsca wystawowego jakimkolwiek działaniom artystycznym, które miałyby choćby posmak obiegowo rozumianej prawicowości. I jeszcze zatytułowała ją "Nowa sztuka narodowa!"
Takich okazji przecież się nie marnuje. Warto nawet na chwilę zawiesić, swoją drogą niezwykle interesujące, spory na temat sposobu obecności tradycyjnych wartości w sztuce. Teraz trzeba się cieszyć i jednoczyć, bo raczej nieprędko dojdzie do czegoś podobnego.