Koncesjonowana sztuka narodowa

Wystawę prezentującą dorobek prawicowych artystów zorganizowali lewicowcy, nieukrywający nawet niechęci do tego, co pokazują - pisze publicysta

Publikacja: 07.06.2012 19:46

Marek Horodniczy

Marek Horodniczy

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Red

Na wieść o tym, że prawica ma wreszcie swoją wystawę w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, przedstawiciele wielu środowisk patriotycznych, konserwatywnych i narodowych zareagowali zgoła euforycznie.

Swoje miejsce w ramach otwartej 2 czerwca, a trwającej do 19 sierpnia ekspozycji pt. "Nowa sztuka narodowa", znalazły przecież tak różnorodne rodzaje ekspresji, jak projekty pomników upamiętniających katastrofę smoleńską, happeningi kibiców Legii Warszawa, plansze rozkochanych w najnowszej historii komiksiarzy czy wreszcie wybitne okładki Jana Zielińskiego, przygotowane kilka ładnych lat temu dla kwartalnika "Fronda".

Kojarzeni z prawicą publicyści, dziennikarze, plastycy i filmowcy, wiedzeni przekonaniem o korzyściach płynących z wyjścia z artystycznego cienia, przyklepali wiarygodność i "prawomyślność" wydarzenia poprzez swój udział w imprezach towarzyszących wystawie.

Radość prawicowej braci jest zrozumiała. Przecież trudno przypomnieć sobie sytuację, w której budżetowa instytucja kultury sama z siebie udzieliłaby miejsca wystawowego jakimkolwiek działaniom artystycznym, które miałyby choćby posmak obiegowo rozumianej prawicowości. I jeszcze zatytułowała ją "Nowa sztuka narodowa!"

Takich okazji przecież się nie marnuje. Warto nawet na chwilę zawiesić, swoją drogą niezwykle interesujące, spory na temat sposobu obecności tradycyjnych wartości w sztuce. Teraz trzeba się cieszyć i jednoczyć, bo raczej nieprędko dojdzie do czegoś podobnego.

Gra pozorów

Niestety, wystawa "Nowa sztuka narodowa" prezentuje się zgoła inaczej, niż chcieliby tego autorzy wystawionych na niej eksponatów. Prace zadowolonych z rozgłosu artystów, happenerów i performerów zostały bowiem wpisane w imprezę będącą częścią "Solidarity Action" -  Siódmego Berlińskiego Biennale Sztuki Współczesnej, którego kuratorem (wraz z Joanną Warszą) jest redaktor artystyczny "Krytyki Politycznej" Artur Żmijewski.

Jak się okazuje, wystawa była inspirowana właśnie przez niego. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że logo biennale zdobi okładkę ostatniego, specjalnego numeru pisma "Krytyki".

Ktoś zapyta: i co z tego? Ano bardzo wiele. Przede wszystkim warto wczytać się w to, co o koncepcji wystawy piszą jej kuratorzy Sebastian Cichocki (także związany z "KP">) i Łukasz Ronduda (bo im chyba należy przypisać anons wystawy na oficjalnej stronie internetowej MSN): "Wystawa (...) odwołuje się do emocji wypartych czy też marginalizowanych w dyskursie nowoczesności -  patriotyzmu i poczucia narodowej wspólnoty".

A zatem artyści tworzący sztukę odwołującą się do takich pojęć jak wspólnota narodowa, tradycyjne wartości czy przywiązanie do polskiej państwowości, niezależnie od tego, że w mainstreamie wartości te są żywiołem dominującym (wystarczy chociażby przejrzeć badania OBOP czy rankingi sprzedaży prasy), powinni międlić czapę przed kuratorami sztuki, są bowiem reprezentantami "wypieranych" emocji. Dzięki Bogu, po wielu latach łaska wreszcie spoczęła na pogardzanych dotąd petentach.

To jednak ledwie przystawka do dania głównego. Autorzy wystawy piszą dalej, że "charakteryzuje je (prace zgromadzone na wystawie) polityczny imperatyw wzmacniania tożsamości narodowej, sytuujący się zazwyczaj na przeciwległym biegunie wobec lewicowej tradycji awangardowej". Cichocki i Ronduda dotykają tutaj sedna rzeczy, odsłaniając swoje prawdziwe intencje.

Rozgrywki  na cudzym boisku

Przede wszystkim chodzi im bowiem o wtłoczenie artystycznej bądź paraartystycznej aktywności ludzi, których postrzegają jako prawicę w charakterystyczną dla nowej lewicy koncepcję sztuki zaangażowanej społecznie i politycznie. Sztuka krytyczna, którą od wielu lat pompuje do głów swoich wyznawców "Krytyka Polityczna" (vide: np. rozdział poświęcony sztuce w "Krytyki Politycznej Przewodniku Lewicy", swoistej - czerwonej książeczce tego środowiska), jest dla nich ideą organizującą nowoczesną aktywność artystyczną.

Tradycyjne funkcje sztuki, takie jak poszukiwanie piękna i prawdy, nie są istotne. Nie jest też istotne przygotowanie warsztatowe artystów i jakość ich dzieł, bo to nie one przesądzały o wyborze takiego czy innego artefaktu. "Kategorie estetyczne nie były głównym kryterium naszego wyboru... Bo one nie są główną motywacją w sztuce patriotycznej. Tutaj estetyka jest całkowicie podporządkowywana celom propagandowym, emocjom" (to znowu Cichocki i Ronduda).

Zastosowanie takiego zabiegu wobec czegoś, co postrzega się jako konserwatywne i tradycyjne, mówiąc delikatnie -  dziwi, zważywszy że konserwatyści są zwykle najbardziej przywiązani do klasycznie rozumianej funkcji sztuki i to klasycznie pojmowana sztuka stanowi jej rozpoznawalną reprezentację. Reszta to raz lepiej, raz gorzej serwowana publicystyka czy wręcz propaganda.

Potwierdza to zresztą deklaracja autora ośmiu prac zamieszczonych na wystawie. Wspomniany już Jan Zieliński, nigdyś spiritus movens większości akcji "Frondy", a dzisiaj dyrektor artystyczny pisma "44 /Czterdzieści i Cztery" mówi wprost: - Kiedy kilka lat temu tworzyłem okładki "Frondy", projektowałem szeroko komentowane koszulki czy ulotki, nie zajmowałem się sztuką. Nie zajmowałem się też żadną sztuką krytyczną czy zaangażowaną. Wtedy uprawiałem katolicką propagandę i robiłem to w pełni świadomie. Dodajmy, że ich autor nie został poinformowany przez MSN o wystawieniu jego prac!

Kpiny i uprzedzenia

Kuratorom wystawy "Nowa sztuka narodowa" zależy zatem na ugruntowaniu mocnej pozycji sztuki krytycznej, jej politycznego i społecznego oddziaływania, a także pokazaniu, że w obrębie tej koncepcji sztuki znajdzie się miejsce nawet dla idei "obcych i groźnych". "Medium is the Message". Tylko co to wszystko ma wspólnego z autentyczną sztuką?

Dyrektorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej i kuratorzy podchodzą do prac zgromadzonych na swojej wystawie z pewnym dystansem, żeby nie powiedzieć niechęcią. Joanna Mytkowska z uśmiechem na twarzy mówi: "Nowa sztuka narodowa to dla muzeum bardzo wyjątkowy projekt. (...) Bardzo dużo wysiłku włożyliśmy w to, żeby to nie była wystawa ironiczna".

Jest to oczywiście deklaracja bez pokrycia. Falsyfikuje ją choćby umieszczenie w jednym z pomieszczeń ekspozycji nagromadzonych w jednym miejscu okładek tabloidów, których wydźwięk jest jawną kpiną z polskiej religijności (cud w Sokółce), wiary w cudowne działanie Opatrzności Bożej (relikwie Jana Pawła II mające czuwać nad uratowanym przez kapitana Wronę boeingiem) itd.

Cichocki i Ronduda dodają: "Pracując nad wystawą musieliśmy porzucić własne uprzedzenia" (...). To była taka próba zobaczenia dokładnego rewersu świata sztuki współczesnej, czegoś, co pozornie jest 'w sam raz nie dla nas'". Pomijając fakt, że gość galerii z reguły nie jest zainteresowany prywatnymi poglądami kuratorów sztuki, warto byłoby zadać pytanie: czy kuratorzy podobne rytualne zaklęcia wypowiadaliby, gdyby organizowali wystawę pt. "Nowa sztuka lewicowa"?

Dodajmy, że muzeum jest instytucją publiczną, która zobowiązana jest do służenia kulturze polskiej.

Kolejną kpiną ze środowisk, których prace prezentowane są na wystawie, jest niezaproszenie nikogo z nich do partycypowania (na prawach kuratora) w opracowaniu koncepcji wystawy. W rezultacie widz otrzymuje mocno związaną z jednym środowiskiem wizję "sztuki narodowej". Tytuł wystawy brzmi jednak - Nowa sztuka narodowa, a tym samym aspiruje do wyczerpującego przeglądu tego, co w niej najbardziej oryginalne, najciekawsze i najlepiej wykonane.

Strategia

Joanna Mytkowska mówi, że wystawa powstała z dwóch inspiracji. Pierwszą z nich była postać Artura Żmijewskiego, a bardziej konkretnie -  pytanie, które emocjonuje redaktora artystycznego "Krytyki Politycznej" od dłuższego czasu. A brzmi ono: "czy sztuka może być skuteczna politycznie?"

Druga inspiracja to -  jak się wyraziła dyrektorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej - "sytuacja muzeum". Mytkowska twierdzi, że fakt nieposiadania przez MSN od wielu lat godnej siedziby - sprowadza się do braku poparcia politycznego.

Jaki ma to związek z wystawą "Nowa sztuka narodowa"? Ano taki, że pozorny akt sympatii wobec sztuki prawicowej w postaci osobnej, dobrze nagłośnionej wystawy i zaklęcia o "obustronnej chęci zrozumienia" mają się przysłużyć muzeum po wyborach. Wyborach, które prawdopodobnie wygra prawica.

Wtedy pierwsza inspiracja splotłaby się z drugą, a tym samym Żmijewski otrzymałby twierdzącą odpowiedź na swoje pytanie. Muzeum za wystawę wreszcie otrzyma dobrą siedzibę, a zagrożenie obcą ideologicznie aktywnością artystyczną zostanie zneutralizowane poprzez wtłoczenie jej w bliskie kuratorom i dyrekcji MSN ideowe założenia sztuki krytycznej. Proste? Proste.

Autor jest publicystą, redaktorem naczelnym pisma "44 / Czterdzieści  i Cztery", w latach 2005 -  2007  kierował pismem "Fronda"

Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Europa obnażona. Co pokazuje święte oburzenie po wystąpieniu J.D. Vance’a?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Budzisz: Nie przyłączajmy się do oburzenia na Donalda Trumpa, ale zaproponujmy mu partnerstwo
Opinie polityczno - społeczne
Ambasador Palestyny w Polsce: Moment przełomowy w kształtowaniu globalnego systemu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Płociński: Pakt migracyjny będzie ciążyć Rafałowi Trzaskowskiemu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Niemcy nie rozliczyli się z historią. W Berlinie musi stanąć pomnik polskich ofiar