Zanim podobnej odpowiedzi będzie mógł udzielić Donald Tusk, w niełatwej sytuacji znajdują się osoby uprawiające dziennikarstwo konstruktywne koledzy pragnący unikać eskalacji napięć społecznych w trudnej dla rządu, państwa i jego obywateli chwili. Zwykła dotychczasowa adoracja władzy, połączona z potępieniem elementu aspołecznego, już nie wystarczy. Moment historyczny, w którym się znaleźliśmy, wymaga nowych, odważniejszych niż dotąd interpretacji i przedefiniowań.
Oto bowiem ledwo karze się winnych afer Amber Gold, OLT Express i sądowej (czyli dziennikarzy piszących o tych sprawach), a już, jak Godzilla z oceanu, wyłaniają się kolejne prowokacje, domniemania i pseudoafery. Są one w typowo insynuacyjny sposób łączone z otoczeniem politycznym czy partią premiera. Tak więc kilka nieważnych uchybień przetargowych (w drobnych w sumie, bo opiewających na kwoty kilkudziesięciu milionów złotych, przetargach komputerowych) w ustach wichrzycieli urasta do miana rzekomej „infoafery”.
A społeczeństwo ma już dosyć czytania o tych wszystkich pseudoskandalach i pseudoaferach. Dlatego potrzebujemy walki o zasadnicze zmiany w systemie prawnym i politycznym. Zerwania z kilkoma instytucjami, które bądź są przestarzałe, bądź wprost nie dorastają do wymogów chwili.
Po pierwsze warto zerwać z nonsensowną i przestarzałą zasadą wolności słowa. Nie ma wolności bez odpowiedzialności, a elementowi wichrzycielskiemu jej brak. Wyobraźmy sobie wielką wagę. Na jednej szali kładziemy tę rzekomą swobodę obywatelską, de facto prowadzącą do tabloidyzacji, odzierania procedur administracyjnych z intymności, naruszania prywatności negocjacji przetargowych. Na drugiej szali połóżmy prestiż i dobrobyt państwa i jego władzy, która wszak jest tego prestiżu i dobrobytu gwarantem. Która szala powinna przeważyć?
Inną pustą regułą, którą czas porzucić, jest dziwaczny, niezrozumiały, a przede wszystkim martwy paraaksjomat, by „nikt nie mógł być sędzią we własnej sprawie”. Wedle niego prezes gdańskiego sądu nie mógłby być osądzony przez swoich kolegów z Krajowej Rady Sądownictwa. A jest przez nich sądzony. Premier Tusk zaś nie mógłby być zwierzchnikiem służb specjalnych, które zajmują się między innymi związkami syna wspomnianego premiera Tuska z podejrzaną firmą. A jest zwierzchnikiem. Czyż więc wspomniana zasada „nemo iudex in causa sua” nie jest martwa? Trudno zresztą, żeby żywa była. Jak coś czerpie z prawa rzymskiego, to ma dwa tysiące lat. A jak coś ma dwa tysiące lat, to raczej zbyt świeże nie jest i czas to wreszcie gdzieś zakopać. Tylko głęboko, bo jak psy wygrzebią, to jeszcze po samorządach sędziów i burmistrzów będzie straszyć.