Kibic to nie kibol

Czy tępy kibol byłby w stanie bić brawo powstańcom warszawskim? Jego może interesować co najwyżej ustawka – pisze publicysta

Publikacja: 28.11.2012 19:05

Jakub Kowalski

Jakub Kowalski

Foto: Archiwum

Teza jest prosta: kibole wśród kibiców są takim samym marginesem – no dobrze, pewnie trochę większym, ale wciąż marginesem – jak chuligani w zdrowej tkance społeczeństwa. Obie grupy spotykają się co prawda na stadionach, ale cóż to znaczy? Ludzie źli i dobrzy chodzą tymi samymi ulicami, oddychają tym samym powietrzem i robią zakupy w tych samych sklepach, ale czy to ma być dowód, że ci drudzy sankcjonują istnienie tych pierwszych?

W żadnym wypadku! Stąd mój apel, aby jednak – zwłaszcza na potrzeby błyskotliwych polemik i politycznych dyskursów – oddzielać od siebie obydwie grupy. Oczywiście żyją one w symbiozie, skazane na siebie, ale żyją obok, bo więcej je dzieli, niż łączy.

Żaden ze mnie fanatyk

Kibol to ten, który chodzi na mecze, by komuś dać w ryja – najchętniej policjantowi lub sobie podobnemu przedstawicielowi drużyny przeciwnej. Jeśli krzyczeć, to nie tyle za swoją drużyną, ile lżyć przeciwnika. Słowem – to bandyci, których spotkać można wszędzie, a więc także na stadionach.

Oprócz nich chadzają tam – nie, już nawet nie o to chodzi, że rodziny z dziećmi, choć sam doświadczyłem tego dobrodziejstwa, bo warunki bezpieczeństwa poprawiły się radykalnie – zwykli ludzie. Ten kolekcjonuje arie operowe, tamten zbiera znaczki, a jeszcze inny kibicuje swojej drużynie. Czasem na tym się kończy, choć często przeradza w manię kolekcjonowania klubowych szalików, archiwalnych biletów czy wycinków ze sportowych gazet. Takie hobby, dobre jak każde inne. I gros na trybunach stanowią właśnie tacy, którzy bardziej od mordobicia wolą wspierać swoją drużynę.

Z doświadczenia wiem, że czasem ręka świerzbi. Cóż to znaczy? Otóż urodziłem się w Warszawie, więc wyboru nie mam – albo Legia, albo Polonia. Chociaż jako chłopak z Marymontu chadzałem na mecze tego skądinąd najstarszego klubu w stolicy, który niestety wycierał się po ligach okręgowych. Człowiek tęsknił za grą o wyższe stawki i tak osiedlowa fala pociągnęła mnie za Legią.

Żaden tam ze mnie fanatyk, ale na jeden mecz wyjazdowy się wybrałem. Do Łodzi, bo stosunkowo najbliżej, na starcie z odwiecznym rywalem – Widzewem. To był jeszcze czas drewnianych ławek, a nie plastikowych fotelików. I dobrze pamiętam, że gdy jako jeden z pierwszych wchodziłem na trybunę dla przyjezdnych i 20 tysięcy gardeł skandowało gromkie: „Wyp…” – nastąpił przypływ agresji i chętnie sam dałbym komuś w twarz. Ale kibolem mnie to nie uczyniło.

Gdy idioci z Warszawy, podszywający się pod kibiców w szalikach, demolowali Wilno, było mi wstyd, choć Bogu ducha winny siedziałem wtedy przed telewizorem. Gdy słyszę o rajdach na stacjach benzynowych, kiedy wpada hołota i kradnie wszystko, co się da – z alkoholem i zagrychą na czele – bo „dzisiaj promocja i wszystko za darmo”, również jest mi źle. Jak debile w kominiarkach wyrywają krzesełka na stadionie w Bydgoszczy podczas finału Pucharu Polski – zaciskam pięści i krzyczę, że nie ma litości!

Ale jakoś nie mogę połączyć tych obrazków z serdecznym kumplem, z którym niegdyś chadzałem na Łazienkowską i który teraz od kilku lat kupuje karnet rodzinny dla żony i dwóch córek, aby podzielić się z nimi tym, co uważa za ważne w życiu. Z takich samych powodów na plecach nosi tatuaż Polski Walczącej.

Zdecydowanie to kibic, a nie kibol. I, powtarzam z uporem, takich jest zdecydowana większość.

Śląsk Wrocław dumny z powstańców

Czy to na pewno chuligani uczestniczyli w ogólnopolskiej akcji zapraszającej na Marsz Niepodległości? A co im z tego, że tysiące ludzi zjadą do znienawidzonej – w skali kraju – Warszawy? Co powiedzieć o gloryfikowaniu przedwojennego prezydenta miasta Stefana Starzyńskiego na stadionie Legii Warszawa? A o transparentach chwalących żołnierzy wyklętych na trybunach Śląska Wrocław? Czy to dzieło niedouczonych tłuków?

Aż dziw bierze, że politycy ugrupowań lewicowych wystosowali swego czasu apel do prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza, aby ten zapobiegł „nacjonalistycznym i pseudopatriotycznym oprawom” na meczach klubu sponsorowanego przez miasto. Absurd! Kibicom należą się brawa nawet nie tyle za kultywowanie historii, ile wzbijanie się ponad zwyczajowe podziały na zwaśnione miasta. We Wrocławiu na trybunach można było zobaczyć wielką datę „1944” i hasło: „Niech mówią, że klęska, że czcić nie należy. Śląsk Wrocław jest dumny z powstańczych żołnierzy”, które gloryfikowało Powstanie Warszawskie.

I znowu wraca pytanie, czy tępy kibol byłby w stanie bić brawo w tej zaszczytnej sprawie? Jego może interesować co najwyżej ustawka. Ciekawe, że zdjęcia z wrocławskich trybun krążyły w sieci z podpisem: „I tak zostaną nazwani chuliganami…”.

Media kochają nadużycia. Ale żeby nie było: broniąc kibiców, nie usprawiedliwiam Piotra „Starucha” Staruchowicza, czyli guru fanów Legii Warszawa. Jego casus nie jest jednak dla mnie jasny: czy jest cwanym chuliganem czy oddanym kibicem? Bo jeżeli pozwala sobie na danie w twarz piłkarzowi, który – w jego ocenie – nie zagrał na odpowiednim poziomie, to na pewno coś jest z nim nie tak. I z pewnością ma swoje za uszami, a rozum podpowiada mu pewnie, że działania na bakier z prawem można schować pod politycznym płaszczykiem. Ale zamykanie go w areszcie – i to jako podejrzanego o sprzedaż amfetaminy – tylko dlatego, żeby nie zrobił zamieszania podczas Euro 2012, jest nadużyciem. Nie bez kozery jego sprawą interesowały się Helsińska Fundacja Praw Człowieka i Amnesty International.

Kibicowanie Polsce

Swoją drogą list otwarty do Adama Michnika przeciwko nagonce na „Starucha” wystosował jego ojciec. Nie sądzę, żeby naczelny „Wyborczej” go przeczytał. Zwłaszcza że trybuny Legii swego czasu drwiły z rodziny Michnika – flaga stylizowana na pierwszą stronę gazety prezentowała jego zdjęcie z papierosem i hasło: „Szechter, przeproś za ojca i brata”.

Może zrobimy sondę wśród kiboli, kim był Szechter. Nie sądzę, żeby którykolwiek wiedział. A wśród kibiców – pewnie większość wie. Z całym brakiem szacunku – kibole noszą kominiarki, a kibice – głowy na karku i w dodatku wysoko podniesione.
Między kibicowaniem drużynie a kibicowaniem Polsce nie jest daleko. Nic więc dziwnego, że nie mają oni dobrej prasy, bo dzisiaj jak ktoś jest patriotą – lokalnym czy globalnym – to ani chybi faszysta. „Projekt Euro 2012: stadiony – przepłacone, autostrady – nie będzie, dworce – przypudrowane, lotniska – prowincjonalne, zawodnicy – słabi, temat zastępczy – kibice”, trafna diagnoza? To wymyślili kibice właśnie.

I ciekawe, skąd się bierze ich niechęć do właściciela Legii Warszawa, czyli koncernu ITI? Czy fani drużyny są idiotami, którzy protestują przeciwko ludziom z dużymi pieniędzmi i do tego chcącymi zainwestować w ich ukochany klub? Z tego, co słyszę, uwiera ich raczej światopogląd wyznawany przez szefów koncernu, w końcu mającego w portfolio także telewizje TVN i TVN 24.

Ciekawe bowiem, że na byłego już właściciela Polonii Warszawa, ekscentrycznego biznesmena Józefa Wojciechowskiego, który do niedawna eksperymentował na klubie jak na żywym organizmie, zatrudniał i zwalniał trenerów, płacił piłkarzom kokosy, by po chwili przesuwać ich do drużyny rezerw – słowem: bawił się drużyną jak lalką – z trybun nie padały grube słowa. Kibiców rozjuszyła dopiero… sprzedaż przez niego ukochanego klubu.

Kto z kim flirtuje

Czytam, że to PiS flirtuje z kibicami i po wyborczym zwycięstwie partia będzie miała wizerunkowy problem. A co to znaczy flirtować? Płaci im za bilety albo race odpalane podczas spotkań? Bez żartów! Nie znam partii politycznej, która odwraca się od środowiska dającego jej głosy.

Zresztą przecież najpierw to kibice ujawnili patriotyczne uczucia, a dopiero potem partia uśmiechnęła się do tego niespodziewanego elektoratu. Nie przypominam sobie, żeby prezes Kaczyński przyjeżdżał na stadionowe pogadanki i w ten sposób zjednywał sobie wyborców. Zresztą kibice są wyczuleni na przedmiotowe traktowanie ich grupy i to dlatego politycy nie mają na trybunach łatwego życia.

Dowody? Aż nazbyt oczywiste. „Donald, matole, twój rząd obalą kibole” niosło się długo jak Polska długa i szeroka, choć bardziej niż antypatia do PO chodziło o zamykanie stadionów. „Kibole” zamiast „kibiców” w przyśpiewce pojawili się tylko dla rymu. Rządu nie zmienili, ale zdanie wyrazili.

Podobnie jak kibice Lechii Gdańsk, którzy swego czasu dali odpór temu, że sam premier Tusk zalicza się do grona biało-zielonych. Na inauguracyjnym meczu na PGE Arenie spotkały go gwizdy i transparent: „Nie byłeś, nie jesteś, nie będziesz nigdy kibicem Lechii”. Na zdjęciach z trybun widać kwaśną minę Tuska.

Cóż, pewnie dla premiera lepszym kompanem do oglądania spotkań jest sędzia Ryszard Milewski. Oto kibice – a może wręcz kibole? – na miarę III RP.

Teza jest prosta: kibole wśród kibiców są takim samym marginesem – no dobrze, pewnie trochę większym, ale wciąż marginesem – jak chuligani w zdrowej tkance społeczeństwa. Obie grupy spotykają się co prawda na stadionach, ale cóż to znaczy? Ludzie źli i dobrzy chodzą tymi samymi ulicami, oddychają tym samym powietrzem i robią zakupy w tych samych sklepach, ale czy to ma być dowód, że ci drudzy sankcjonują istnienie tych pierwszych?

W żadnym wypadku! Stąd mój apel, aby jednak – zwłaszcza na potrzeby błyskotliwych polemik i politycznych dyskursów – oddzielać od siebie obydwie grupy. Oczywiście żyją one w symbiozie, skazane na siebie, ale żyją obok, bo więcej je dzieli, niż łączy.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?