Choć profesor Marek Belka uznał onegdaj teorię Laffera za „kuriozalny epizod z pogranicza myśli ekonomicznej i polityki”, to ona – jak na złość – działa. „Krzywa Laffera jest wywiedzioną z empirii banalną konstatacją, iż przy stawkach podatku 0 proc. i 100 proc. nie będzie żadnych wpływów, oraz że między tymi granicznymi wielkościami jakieś podatki jednak się zbiera” – pisał Krzysztof Dzierżawski.
Okazało się właśnie, że w IV kwartale roku 2012 roku sprzedano w Polsce 11,5 mld sztuk papierosów. To aż o 25 proc. mniej niż w IV kwartale 2011. W efekcie w całym roku 2012 ich sprzedaż zmalała o ponad 6 proc. – do 52 mld sztuk. W I półroczu 2012 po podwyższeniu stawek akcyzy na papierosy wpływy budżetowe z tego tytułu były jeszcze wyższe o 6 proc. w porównaniu z 2011. III kwartał przyniósł już jednak ich załamanie.
Nie dlatego, że ludzie przestali palić. Tylko dlatego, że więcej zaczęli przemycać. Podatki mają konsekwencje. Obserwujemy to po raz kolejny. Ale jakoś nikogo niczego to nie może nauczyć.
Jestem zwolennikiem zakazu palenia w miejscach publicznych – bo powietrze należy do kategorii podstawowych dóbr publicznych. Wolność palenia konkuruje więc z wolnością oddychania – i to ta druga wymaga ochrony. Ale jak ktoś chce sobie palić – niech sobie pali. To w końcu jego wolność wyboru. Zwłaszcza że opodatkowanie tytoniu jest o wiele mniej szkodliwe dla gospodarki niż opodatkowanie pracy. Pod warunkiem oczywiście, że stawki podatkowe są racjonalne, uwzględniają warunki zewnętrzne – czyli ceny rynkowe za granicą oraz efektywność służb celnych. Im ta efektywność jest niższa, tym wyższe stawki akcyzy są bardziej szkodliwe dla wpływów podatkowych.
Krzywa Laffera nie jest opisana matematycznie. Zależy od wielu niemierzalnych zmiennych. Ale istnieje w przedziale 0–100 proc. stawka podatkowa – ekstremum, przy którym wpływy podatkowe są większe niż w jego sąsiedztwie. Istnieje więc taki zakres stóp podatkowych, w którym mamy do czynienia z odwrotną zależnością, o czym kolejny minister finansów zdaje się nie wiedzieć.