Piotr Kościński: Dialog przez mur

Dla Rosjan właściwie każdy gest, każdy ruch, jaki Polska wykona, by wesprzeć Kijów, będzie czymś negatywnym. Cokolwiek więc zrobimy, z punktu widzenia Moskwy będzie złe – podkreśla ekspert PISM Piotr Kościński.

Publikacja: 09.03.2015 21:00

Piotr Kościński

Piotr Kościński

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski

Czy możemy i powinniśmy rozmawiać dziś z Rosjanami w sprawie dalszej współpracy? Na pewno tak, choć wydaje się to rozmową ludzi stojących po dwóch stronach muru. Ten mur to wojna na wschodniej Ukrainie.

Podczas niedawnej wspólnej konferencji Rosyjskiej Rady Spraw Międzynarodowych (pozarządowy think tank, na którego czele stoi były szef MSZ Igor Iwanow) i Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, jeden z rosyjskich uczestników dyskusji słusznie zauważył: – Do czasu rozwiązania kryzysu ukraińskiego trudno mówić o jakichkolwiek realnych perspektywach naszej współpracy.

Pasywna Warszawa

Wszelkie próby „wchodzenia" na „ukraiński mur" kończą się bowiem porażką. Stanowiska polskie i rosyjskie w sprawie tego, co naprawdę stało się na Ukrainie, są na tyle odmienne, że nawet rosyjscy zwolennicy kontynuacji współpracy na linii Moskwa–Warszawa wolą te kwestie omijać. Inna jest nie tylko interpretacja faktów – każda ze stron przekonuje, że sam przebieg wydarzeń był odmienny, niż sądzi ta druga. Sęk w tym, że nasi wschodni koledzy próbują czasem wygłaszać przemówienia, jakby cytowali propagandowe programy państwowej rosyjskiej telewizji. Jak w takiej sytuacji można cokolwiek oceniać i interpretować?

Rosjanie postrzegają nasz kraj jako ważnego członka Unii Europejskiej. Oczywiście nie tak wpływowego jak np. Niemcy, ale jednak z Rosją graniczącego i dobrze to państwo znającego. – To właśnie Polska może przekonywać Unię, że sankcje nałożone na Rosję należy utrzymać albo też znieść – podkreślał jeden z rosyjskich naukowców.

Jednocześnie nasi wschodni partnerzy bardzo trzeźwo (choć nie zawsze słusznie) oceniają nasze działania w sprawie Ukrainy. I tak na przykład dowodzili, że w okresie Majdanu rola Polski była znacząca. – Co nie znaczy, że efektywna, choć oczywiście propagandziści w Rosji twierdzą, że to właśnie Warszawa wzbudziła antyrosyjskie ruchy na Ukrainie – usłyszeliśmy. Ich zdaniem natomiast, po Majdanie Polska zdecydowanie zmniejszyła swoją aktywność w stosunku do Kijowa i teraz zachowuje się dość pasywnie.

Rosyjscy analitycy starają się przy tym dociec, jakie stanowiska zajmują poszczególni polscy politycy i jak bardzo są antyrosyjscy, a także jakie jest ich rzeczywiste nastawienie wobec Ukrainy (np. czy pojmują znaczenie tych sił nad Dnieprem, które odwołują się do tradycji banderowskich, co jest ważne z punktu widzenia Rosji), jak kiedyś zachowywali się wobec Wiktora Janukowycza, a jak dziś wobec Petra Poroszenki. Jednak wydaje się, że ich zrozumienie dla naszych ocen polsko-ukraińskiej historii i wpływu tej historii na dzisiejsze stosunki na linii Warszawa–Kijów jest dość skromne. Nawet jeśli tę historię dość dobrze znają. W szczególności nie rozumieją tego, że jeśli nawet w naszym kraju istnieją grupy nastawione antyukraińsko (np. część środowisk kresowych, zwłaszcza wywodzących się z Wołynia), nie oznacza to jeszcze, że są one prorosyjskie.

Także ich spekulacje co do polityki wschodniej naszego przyszłego rządu – już po tegorocznych, jesiennych wyborach parlamentarnych – wydają się niespecjalnie oparte na faktach.

Nasi rosyjscy koledzy przekonywali, że Warszawa, dokonując oceny wydarzeń za naszą wschodnią granicą, powinna mieć bardziej zrównoważone podejście niż dotąd. – Polacy powinni wiedzieć, że separatyści w Donbasie nie są już marionetkami w rękach Putina. Jeśli nawet pozostają na smyczy, to jest to smycz bardzo długa – mówili. Apelowali przy tym, by Polska nie przyjmowała pozytywnie wszystkiego, co mówi Kijów. – Nie może być tak, że każda akcja Kijowa jest właściwa – podkreślali.

Problem polega na tym, że przy czarno-białym widzeniu wydarzeń na Ukrainie trudno o ostrożny obiektywizm. Dla Rosjan właściwie każdy gest, każdy ruch, jaki Polska wykona, by wesprzeć Kijów, będzie czymś negatywnym. Cokolwiek więc zrobimy, z punktu widzenia Moskwy będzie złe. Poza tym Rosjanie mogą chcieć szukać dowolnych oznak polskiej krytyki Kijowa i mylnie je interpretować jako rezygnację z dotychczasowej proukraińskiej linii (nie mówiąc o wykorzystaniu tego w swojej propagandzie).

Tuba propagandowa

Trzeba jednak pamiętać, że polsko-rosyjskie stosunki przed wojną na Ukrainie też nie były dobre. Wspominali o tym przedstawiciele obu stron.

Najlepszym przykładem jest kultura. Ile (poza festiwalem Sputnik) rosyjskich filmów można obejrzeć w Polsce? W telewizji na pewno niewiele. A ile w Rosji można obejrzeć filmów polskich? Jeden z rosyjskich uczestników spotkania gromił Instytut Polski w Moskwie, że schowany za metalowym ogrodzeniem ambasady niespecjalnie promuje polską kulturę. Dostało się też ośrodkowi rosyjskiemu w Warszawie, że jest zbyt mało aktywny.

A teraz może być jeszcze gorzej, bo zamiast inwestować w festiwal Sputnik, Moskwa będzie przede wszystkim wspierać swoją najnowszą tubę propagandową w języku polskim, czyli Radio Sputnik, a dostęp naszej kultury do rosyjskiego rynku będzie jeszcze bardziej ograniczony niż dotąd, ze szkodą zarówno dla Polaków, jak i dla Rosjan. Kultura z pewnością może ucierpieć przez wojnę na Ukrainie. Na Bugu ma szansę zatem powstać nowy „mur kulturowy".

W przypadku gospodarki sytuacja jest w jakimś sensie podobna. Oto bowiem wymiana handlowa między naszymi krajami od wielu lat drastycznie się zmniejsza i Polska na rynku rosyjskim odgrywa już nie drugorzędną, ale pięciorzędną rolę. Także Rosja dla naszego kraju stała się gospodarczo znacznie mniej ważna niż kiedykolwiek. Choćby z tego powodu, że jesteśmy w Unii Europejskiej i rynek unijny jest dla nas najważniejszy, a Rosja od lat utrudnia nam dostęp do swoich rynków (a ostatnio wprowadzone sankcje, zwłaszcza rosyjskie kontrsankcje, dodatkowo wszystko skomplikowały). Ale najbardziej bodaj interesujące jest to, że właśnie Rosjanie skarżyli się na Polskę, dowodząc, iż Warszawa „już 26 lat temu nałożyła sankcje na rosyjskie firmy". Jeden z dyskutantów podał przykłady zablokowania kilku prób udziału Rosjan w prywatyzacji polskich przedsiębiorstw i likwidacji (jego zdaniem bezpodstawnej) aktywnych w Polsce rosyjskich firm. – To chyba nie wynika z antyrosyjskich uprzedzeń polskich urzędników ani z faktu, że nie lubią Rosji. Może są inne powody... – oponował uczestnik spotkania z Polski. Do Rosjan ta argumentacja jakoś nie trafiła.

Dystans coraz większy

Szukanie pozytywnych elementów w stosunkach polsko-rosyjskich przychodzi dziś z coraz większym trudem. W obecnej sytuacji pozostały już chyba tylko dwa: mały ruch graniczny z obwodem kaliningradzkim i funkcjonowanie Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych. Ten pierwszy wciąż funkcjonuje z nadzieją, że czarne chmury, jakie zawisły nad „wielką polityką", nie wpłyną negatywnie na komunikację Kaliningrad–Gdańsk i Olsztyn. I ten drugi też działa pomimo tychże czarnych chmur, z nadzieją na rozwiązanie przynajmniej części sporów historycznych. Ale wszyscy chyba mają gorzką świadomość, że efekty prac trudno będzie upowszechnić, ponieważ po obu stronach polsko-rosyjskiej granicy nie ma ku temu ani nastroju, ani specjalnych chęci. Choć to bardzo mało, to na razie musi wystarczyć. O powrocie do normalnego kształtu stosunków polsko-rosyjskich można będzie mówić dopiero po rozwiązaniu kryzysu ukraińskiego. Eksperci jednak muszą dyskutować na ten temat już teraz. Bo – jak wykazała rosyjska odmowa udzielenia wizy dla polskiej delegacji z marszałkiem Senatu Bogdanem Borusewiczem, wybierającej się na pogrzeb Borysa Niemcowa – potem może być jeszcze trudniej.

Ukraińska wojna bowiem jeszcze bardziej oddala Polskę od Rosji. Za kilka miesięcy, nie mówiąc już o latach, może się okazać, że rosyjskie filmy, książki, towary staną się w naszym kraju rzadkością – a polskie, jeśli nawet trafią do Rosji, to z etykietą z zupełnie innego kraju. A to ostatecznie wykluczy Polskę z rosyjskiego rynku.

Autor kieruje programem wschodnim w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych

Czy możemy i powinniśmy rozmawiać dziś z Rosjanami w sprawie dalszej współpracy? Na pewno tak, choć wydaje się to rozmową ludzi stojących po dwóch stronach muru. Ten mur to wojna na wschodniej Ukrainie.

Podczas niedawnej wspólnej konferencji Rosyjskiej Rady Spraw Międzynarodowych (pozarządowy think tank, na którego czele stoi były szef MSZ Igor Iwanow) i Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, jeden z rosyjskich uczestników dyskusji słusznie zauważył: – Do czasu rozwiązania kryzysu ukraińskiego trudno mówić o jakichkolwiek realnych perspektywach naszej współpracy.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?