Jeszcze motocykliści wielbiący Stalina i Putina nie wjechali do Polski, a już analitycy w Moskwie mogą sobie pogratulować. Prowokacja z zapowiedzią rajdu Nocnych wilków pokazała niezdecydowanie polskich władz, brak zdolności unijnych państw środkowej Europy do szybkiej koordynacji działań i rosnącą miłość do Rosji u części polskiej prawicy. Jak na dwa tygodnie kolejnej zagrywki w wojnie hybrydowej przeciw sąsiadom– całkiem niezły bilans.
Polityka prowokacji
Od ponad roku przeżywamy to samo, co było doświadczeniem pokolenia naszych dziadków po utworzeniu Związku Sowieckiego pod wodzą Lenina. Ludzie odkrywali z konsternacją, że wszystkie zasady europejskiej cywilizacji – zaufanie, poszanowanie prawa, dobre obyczaje w dyplomacji i zwyczaj oddzielania polityki od wielu dziedzin życia - są łamane i wykorzystywane do zwodzenia i upokarzania przeciwników.
Sowieci oszukiwali innych na wszystkie możliwe sposoby, ale co rusz użalali się, jak bardzo Zachód krzywdzi swoimi podejrzeniami miłujące pokój państwo radzieckie. W tych spektaklach ważną role pełnili użyteczni idioci wzywający, by nie widzieć w obywatelu sowieckim agenta; przekonujący, że wysyłanych za granicę dyplomatów trzeba obdarzać zaufaniem, a naukowców z ZSRR nie powinno się podejrzewać o werbowanie zachodnich kolegów dla sowieckiego wywiadu.