Jeśli prawie przez dziesięciolecie dwie najsilniejsze partie polityczne obrzucają się obelgami, jeśli nawzajem obwiniają się o nadużycia niekoniecznie zawinione i popełnione, jeśli z pychą prezentują siebie jako jedyną zaporę przeciw diaboliczności konkurenta, to nie należy się dziwić, że karmiony tym elektorat przestał już wierzyć komukolwiek.
Jeśli zamiast rozmowy o rzeczywistych problemach kraju i realnych sposobach ich rozwiązywania mamy współzawodnictwo reklam i haseł, to powinno być oczywiste, że tak politycy, jak i zwykli ludzie będą mieć programy za zbędne nudziarstwo, a obiecanki za realia. Jeśli kierunek politycznej debaty wyznacza hejter, a najważniejszym celem sztabów wyborczych jest dobra prezencja kandydata i jego rodziny przed kamerami, jeśli od intelektu bardziej pożądany jest sprytnie sformułowany slogan i odebranie głosu przeciwnikowi, nie dziwmy się powszechnemu mniemaniu, że to normalne.
Jeśli przez prawie dziesięciolecie obie partie uparcie pracowały, aby zniechęcić swoje elektoraty do obywatelskiej mądrości i uczynić zeń skłócone watahy kibiców, to musiało dojść do dewastacji społeczeństwa obywatelskiego nawet tam, gdzie ono powoli i z oporami się zakorzeniało. Chociaż jedna z nich ma obywatelskość w nazwie, a druga tak szlachetną wartość jak sprawiedliwość, to z zaciekłości starcia ludzie wyprowadzają wniosek, że wszystko to lipa, wartości służą do mydlenia oczu, a liczy się władza.
No i mamy nieuchronny skutek: nazywa się Paweł Kukiz i jego zwolennicy. Nie twierdzę, że były muzyk jest złym człowiekiem: jest prawdopodobnie lepszy niż wszyscy dzisiejsi politycy razem wzięci. Jest tylko w tym, co się dzieje, zupełnie zagubiony i maksymalnie wkurzony. Tak jak ja, ty, on, my wszyscy, obdzierani z obywatelskości, sprowadzeni do statusu kibola, a w najlepszym razie leminga. I tak jak my wszyscy pragnie, aby było inaczej i lepiej, tylko nie ma pojęcia, jak tego dokonać.
Być może wegetują jeszcze jakieś sieroty po niedoszłym do skutku – zupełnie nierealnym, bo idyllicznie pomyślanym POPiS-ie. Ale za to wszędzie pełno ofiar tej zajadłej wojny – powiedzmy delikatnie – postu z karnawałem. To my, bękarty POPiS-u, wiemy, że tak dalej być nie może, ale nie wiemy wiele więcej. Jedyną drogą obudowy polityki polskiej nie są żadne JOW ani tym bardziej zmiana finansowania partii. Jest nią stopniowa odbudowa obywatelskości nas wszystkich. Ale czy możliwa, skoro wiatry wieją w innym kierunku? No i sprzeczna z doraźnymi interesami tak partii, jak i partyjniaków.