Skąd tak mocne wypowiedzi? Odpowiedź jest prosta. Otóż choć na początku obecnego synodu prymas Węgier kard. Peter Erdő wygłosił przemówienie, w którym jasno wyłożył całość katolickiego nauczania na temat małżeństwa, i zapewnił, że nie będzie ono naruszane, to już dzień później podczas konferencji prasowej inny hierarcha przekonywał, że sprawa komunii dla rozwodników nie jest jeszcze przesądzona, a opinie kardynała to tylko jego prywatna sprawa. A później poszło już z górki. W kolejnych wypowiedziach zaproszonych na konferencje prasowe hierarchów można było usłyszeć, że Kościół nie może odmawiać komunii osobom w ponownych związkach, że trzeba dostrzec wartość w konkubinatach i związkach homoseksualnych. Jeden z francuskojęzycznych biskupów zasugerował nawet, by nierozerwalność przypisać wszystkim kolejnym małżeństwom rozwodników i w ten sposób rozwiązać problem braku akceptacji dla rozwodów w Kościele.
„Nie chodzi tu o zmianę doktryny o nierozerwalności małżeństwa. Wręcz przeciwnie. Jest dla nas jasne, że nawet małżeństwo naturalne, zawarte przed urzędnikiem stanu cywilnego, jest nierozerwalne. Pytamy się jednak, jaka jest natura związku zawartego po rozbiciu pierwszego małżeństwa, kiedy w człowieku nie gaśnie pragnienie bycia mężem, żoną, matką czy ojcem. Jeśli po rozwodzie zostanie zawarty kolejny stabilny związek, jeśli narodzą się w nim dzieci, czy Kościół może twierdzić, że ten związek nie jest definitywny, że można się rozstać, żyć jak brat i siostra, co de facto oznacza separację? A może trzeba raczej uznać, że mamy tu do czynienia z drugim związkiem naturalnym, który również jest nierozerwalny, a człowiek nie może go rozdzielać. Nierozerwalność należy bowiem do istoty ludzkiej miłości" – mówił Radiu Watykańskiemu bp Jean-Paul Vesco z Algierii, były prowincjał dominikanów we Francji. Inni ojcowie synodalni sugerowali, by w ogóle zrezygnować ze zbyt trudnego sformułowania „nierozerwalność" i zastąpić je nieostrym i niejednoznacznym słowem wierność, a także – to już wnioski z pracy w grupach – by „nie mówić zbyt natarczywie o nierozerwalności, żeby nie stwarzać wrażenia, że jest to nasz jedyny problem". Przykłady takich wypowiedzi można mnożyć.
Brońmy nowej mniejszości
Oczywiście nie są to głosy jedyne. Nie brak odważnych hierarchów, którzy z pasją bronią katolicyzmu przed pomysłami rozmaitej maści rozmywaczy w purpurowych szatach. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Ameryki kard. Timothy Dolan uciekł się nawet do ironii, by uświadomić swoim kolegom, do czego są powołani. „Czy mogę zasugerować, że istnieje nowa mniejszość w świecie, a nawet w Kościele? Mam na myśli tych, którzy opierając się na łasce i miłosierdziu Boga, walczą o cnotę i wierność. Myślę o parach, które przychodzą do Kościoła po sakrament małżeństwa – biorąc pod uwagę fakt, że przynajmniej w Ameryce Północnej tylko połowa naszych ludzi przyjmuje ten sakrament. To pary, które zainspirowane nauczaniem Kościoła, że małżeństwo jest na zawsze, przetrzymały razem przeróżne próby. To pary, które przyjęły Boży dar wielodzietności. To młodzi mężczyźni i kobiety, którzy zdecydowali się nie żyć razem aż do małżeństwa. To homoseksualni mężczyźni lub kobiety, którzy chcą żyć w czystości. To pary, w których żona postanowiła poświęcić obiecującą karierę zawodową, aby pozostać w domu i wychowywać dzieci... Ci wspaniali ludzie dzisiaj często czują się mniejszością, na pewno w kulturze, ale nawet czasami w Kościele! Wierzę, że jest ich znacznie więcej, niż nam się wydaje, ale biorąc pod uwagę dzisiejsze ciśnienie, często czują się wykluczeni. Kto może dać im wsparcie i zachętę? Telewizja? Czasopisma lub gazety? Filmy? Broadway? Ich rówieśnicy? Zapomnij! Oni patrzą w stronę Kościoła i na nas, szukając wsparcia i zachęty oraz serdecznego poczucia »włączenia«, otwartości na nich. Nie możemy ich zawieść" – mówił.
W tym samym duchu wypowiedział się przedstawiciel Konferencji Episkopatu Słowacji abp Stanislav Zvolenský. „We wszystkich krajach, diecezjach i parafiach jest wiele rodzin, które żyją zgodnie z wymogami moralności. To one są normą, którą możemy wskazać innym. A kiedy się z nimi rozmawia, również z ich dziećmi, to zawsze dziękują Bogu i zapewniają, że to dzięki Jego łasce mogą żyć razem i przezwyciężać różne trudności i własne słabości. Są one świadectwem prymatu łaski w życiu człowieka. Bardzo dobrze zdają sobie sprawę z obecności, bliskości Boga w życiu rodziny. Należy je wspierać, bo są one przykładem dla innych".
Jednoznacznie w obronie doktryny i ewangelicznego nauczania Jezusa Chrystusa wypowiadali się także biskupi z Polski (szczególnie mocno abp Stanisław Gądecki i abp Henryk Hoser), hierarchowie afrykańscy (na wielkiego obrońcę ortodoksji wyrasta prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów kard. Robert Sarah z Gwinei) czy Bliskiego Wschodu. Kłopot polega tylko na tym, że to nie ich wypowiedzi były szczególnie promowane przez sekretariat synodu. W przypadku utajnienia obrad (czego dobitnym przykładem jest zakazanie metropolicie poznańskiemu publikowania własnych notatek na temat obrad synodalnych), to właśnie sekretariat decyduje, jaki obraz przebija się do mediów. Promowanie biskupów odrzucających nauczanie Kościoła i sprawianie wrażenia, że dyskusja na temat nierozerwalności małżeństwa czy cudzołóstwa jest możliwa, wywołuje zamieszanie w umysłach katolików.
I właśnie ten obraz – zamieszania, podważania doktryny katolickiej przez biskupów, kwestionowania nauczania nie tylko o moralności, ale i Eucharystii – pozostanie w umysłach większości wiernych. I nie ma co winić za to mediów, które zwyczajnie relacjonują to, co mówione jest na synodzie. Radio Watykańskie trudno oskarżyć o intencje wrogie Kościołowi, ale ono też cytuje obficie wypowiedzi, których niekatolicki charakter jest absolutnie jednoznaczny. Winę za robienie ludziom wody z mózgu ponosi więc część uczestników synodu, a także ci z sekretariatu, którzy wpadli na pomysł, by zamiast umacniać rodzinę i małżeństwo, zająć się osłabianiem ich i promowaniem rozwiązań, które doprowadziły już do upadku części wyznań protestanckich (tak jest z pomysłem, by pewne kwestie moralno-duszpasterskie pozostawić do decyzji lokalnym Kościołom, pomysł ten forsowany obecnie jako antidotum na brak zgody ojców synodalnych rozsadził już Wspólnotę Anglikańską).