Z raportu o branży płynie prosty wniosek, że pieniądze przepływają tu z kieszeni żałobników do szuflad zakładów pogrzebowych oraz kamieniarskich z pominięciem urzędu skarbowego. Szara strefa ma sięgać nawet 3,5 mld zł. Podatku nie płacą ani grabarze, ani zakłady stolarskie kupujące deski na trumny. A podatku od opłat pobieranych przez księży nie tylko nie ma, ale nawet właściwie nikt się o niego nie upomina.
Uderzający jest także konserwatyzm samych pogrzebów w Polsce. Wszystko wokół się zmienia, a pochówki umykają nowoczesności. Może właśnie przez tę dominację szarej strefy, bo ona działa z dnia na dzień. Do tego to jedna z tych branż, które dotykają każdego, ale nikt nie chce mieć z nimi za wiele wspólnego.
Czytaj także: Pogrzeby płatne pod stołem. Szara strefa pogrzebów warta 3,5 mld zł
Pochówki zmieni jednak potrzeba chronienia środowiska. Coraz więcej wiemy o tym, jak szkodzą środowisku chemikalia czy lakiery. Kto kontroluje, czym są pokrywane trumny trafiające bezpośrednio do ziemi? Jaki wpływ mają krematoria na jakość powietrza w miastach czy na emisję dwutlenku węgla? W innych krajach rozwija się trend ekologicznych pogrzebów. Tam pamięci człowieka nie zawsze już pilnuje nagrobek – czasem drzewo sadzone zamiast niego albo pierścień z prochami.
Przez postępujący odwrót od religii również w Polsce rośnie rola cywilnych obrzędów. Coraz więcej osób nie życzy sobie mszy czy kościelnego cmentarza. Nie pomagają skandale związane z absurdalnie wysokimi opłatami narzucanymi przez Kościół. Parafia w Brzezinach pod Łodzią za pogrzeb liczy sobie 4,7 tys. zł, kuria umywa ręce. Innym księżom zdarzało się odmówić pochówku, bo nie widzieli zmarłego w kościele.