Drugiego kwartału firmy budujące osiedla nie mogą zaliczyć do udanych. Zgodnie z przewidywaniami sprzedaż mieszkań spadła. Giełdowi deweloperzy sprzedali o 26 proc. mniej lokali niż rok wcześniej. Pozamykani w domach Polacy kupowali w sieci wszystko, tylko nie nieruchomości, choć chętnie oglądali je online, wybierając się na wirtualne spacery. Dom czy mieszkanie to jednak nie para butów, by podejmować decyzję tylko na podstawie zdjęć czy filmów. Część klientów wycofywała też rezerwacje. Strach przed obniżką pensji czy utratą pracy nie sprzyjał transakcjom.
Mylił się jednak ten, kto wieszczył katastrofę. Ledwie rząd poluzował restrykcje, a klienci już pobiegli na zakupy. Pierwszy szok minął, rynek zaczął odżywać. Popyt na mieszkania napędzają niemal zerowe stopy procentowe. Lokaty przynoszą realną stratę. Kto ma oszczędności i nie uśmiecha mu się płacić swoistego podatku od trzymanego na lokacie majątku, ucieka z pieniędzmi z banku. Nie każdy rozumie mechanizmy giełdy, nie wszystkich przekonują fundusze inwestycyjne, a nieruchomości wydają się najprostszą, najmniej ryzykowną inwestycją.
Prognozy mówią, że rynek mieszkań zdominują transakcje gotówkowe. Ten rok może się więc zamknąć całkiem przyzwoitymi wynikami sprzedaży. Deweloperzy nie mają powodów, przynajmniej na razie, do wielkich przecen. Superokazji nie widać też na rynku wtórnym. Sprzedający nie wpadli w panikę. Ceny mieszkań z drugiej ręki są nieznacznie niższe niż w marcu, ale ciągle wyższe niż w czerwcu 2019 r. – zależnie od miasta od 2 do 13 proc.
Inwestujący w mieszkania muszą jednak pamiętać, że koronawirus zniszczył rynek lokali wynajmowanych na doby. Stawki w Gdańsku, Krakowie czy Warszawie są nawet o połowę niższe niż rok temu.
Zyskać może wynajem długoterminowy. Banki zaostrzają kryteria przyznawania kredytów hipotecznych. Odsyłani z kwitkiem niedoszli nabywcy mieszkań przeniosą się na rynek najmu.