Od dłuższego czasu dyżurnym tematem w Polsce jest kulejący system ochrony zdrowia, a w szczególności temat godziwych zarobków lekarzy i pomocniczego personelu medycznego, czyli pielęgniarek, salowych itd.Według informacji minister Ewy Kopacz w publicznych placówkach służby zdrowia zatrudnionych jest 53 tys. lekarzy, 140 tys. pielęgniarek oraz 16,6 tys. położnych. Danych na temat liczby personelu administracyjnego niestety nie podano.
Gdyby uśrednić zarobki tych trzech grup zawodowych i płacić na przykład lekarzom średnio po 9 tys. złotych miesięcznie (trzy razy średnie zarobki w czterech działach gospodarki narodowej), a pielęgniarkom i położnym średnio po 3 tys. złotych miesięcznie, to roczne wydatki wyniosłyby (wraz z narzutami FUS, ubezpieczeniem zdrowotnym etc.) około 12,9 mld złotych (lekarze 6,5, pielęgniarki 5,7, a położne 0,7 mld złotych).
Na stronie internetowej NFZ w pozycji „Finanse NFZ” znajduje się informacja o tym, że całość przychodów (składki/dotacje/przychody z operacji itd.) wyniesie w tym roku około 49,6 mld złotych przy równych tej kwocie wydatkach. Wydatki podzielone są na 14 podstawowych grup, w tym podstawowa opieka zdrowotna (około 5,4 mld złotych), specjalistyczna opieka ambulatoryjna (około 3,7 mld złotych), lecznictwo szpitalne (największa pozycja – około 20,8 mld zł), refundacja leków (7,2 mld złotych) itd.
Zastanawiająca jest pozycja – znajduje się praktycznie w każdej kategorii wydatków – dotycząca wzrostu wynagrodzeń (z tytułu ustawy z 22 lipca 2006 r. o środkach przekazanych na wzrost wynagrodzeń), których łączna kwota w 2008 roku wyniesie 4,89 mln złotych.
A więc skoro łączna suma zarobków lekarzy i pielęgniarek kształtuje się jak 1: 1, oznacza to, że średni wzrost zarobków lekarzy w 2008 roku wyniesie 3,845 tys. złotych miesięcznie, a pielęgniarek i położnych 1,306 tys. złotych.