Przynajmniej z takiego założenia wychodzą związkowcy, zarówno ci obecni, jak i byli. Najpierw ogłoszony przez niemiecką sieć handlową plan przekształcenia jej sklepów w placówki pocztowe tak bardzo wzburzył szefa handlowej Solidarności, że aż napisał list do premiera, domagając się uszczelnienia zakazu. Pałeczkę przejął poseł PiS oraz były szef Solidarności, zapowiadając, że w partii rządzącej jest zielone światło dla zaostrzenia zakazu.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że przepis dziś obowiązujący jest martwy. W niedziele objęte zakazem w całym kraju pracuje kilkanaście tysięcy placówek handlowych, a w nich – jak wynika z branżowych szacunków – nawet połowa pracowników całego sektora. W czasie ponad trzech lat obowiązywania zakaz nie tylko obumarł. Zanim do tego doszło, zdążył wymusić zmiany, które wcale nie muszą być korzystne dla pracowników. Zakupy robione wcześniej przez Polaków w niedziele nie znikły przecież cudownie jak za dotknięciem ustawodawczej różdżki. Przeniosły się po prostu na inne dni tygodnia czy na stacje benzynowe, których pracownicy raczej nie są za to ustawodawcom wdzięczni.

Rolą związkowców jest oczywiście dbanie o prawa pracowników. Ale może ci pracownicy byliby bardziej zadowoleni z możliwości pracy np. w dwie niedziele w miesiącu za podwójną czy po prostu wyższą stawkę? Byłaby to też okazja, aby dorobić, np. dla studentów. Dziś takiej możliwości wszyscy są pozbawieni.

Zakaz miał też pomóc małym polskim sklepom. Niestety, osiedlowe sklepiki (jak ten obok mojego domu) wciąż znikają z polskiego krajobrazu i zakaz tego trendu nie powstrzymał. Ale jest pewna zmiana. Obroty tych sklepów, które przetrwały, są w niedziele wyższe niż w pozostałe dni tygodnia. Ich właściciele z całymi rodzinami pracują więc w siódmy dzień tygodnia od rana do wieczora. Ufff, czyli jednak sukces. Chodziło przecież m.in. o to, by pracownicy handlu mogli spędzać niedziele z rodzinami.

Ożywianie przez uszczelnianie, jakie zakazowi handlu chcą zafundować związkowcy, może napotkać opór w rządzie. I w tym nadzieja. Bo kolejna porcja elektrowstrząsów może z tej ustawy zrobić prawdziwego prawnego Frankensteina.