Publicznie ogłosiła, że jej zdaniem największy polski bank nie powinien płacić dywidendy. Co więcej, rada chce, by popierający wypłatę akcjonariuszom całego zysku prezes banku Jerzy Pruski nie otrzymał absolutorium.

Oczywiście czy tak się stanie, zadecydują akcjonariusze na walnym zgromadzeniu. Jednak w PKO BP rządzi niepodzielnie Ministerstwo Skarbu. Ono też praktycznie ustala skład rady nadzorczej. Tak więc można traktować jej uchwały jako stanowisko resortu skarbu. Czyli minister Aleksander Grad przez swoich ludzi jasno dał do zrozumienia, że nie życzy sobie, by ktokolwiek wtrącał się do pracy podlegających mu firm.

Można zrozumieć ministra Rostowskiego. Jest rozliczany ze stanu budżetu, a nie wzrostu gospodarczego czy z kondycji banków. Według nieoficjalnych informacji plan resortu finansów był następujący: bank wypłaca akcjonariuszom cały zysk, a w zamian za to zostaje dokapitalizowany kwotą około 5 mld zł. Połowę nowych akcji PKO BP kupuje inna kontrolowana przez państwo instytucja – Bank Gospodarstwa Krajowego – dzięki czemu Ministerstwo Skarbu nie zmniejsza swojego udziału w największym polskim banku. Przy czym, aby BGK mógł wydać na kupno akcji PKO BP 2,5 mld złotych, też musi zostać dokapitalizowany – tyle że nie pieniędzmi, lecz akcjami różnych spółek.

W ten sposób budżet nie wyda ani złotówki, a dostanie 1,75 mld zł z zysku banku i dodatkowo jego akcje warte 2,5 mld. Dla ministra Rostowskiego to operacja korzystna. Gorzej będzie z wynikami PKO BP i BGK. A już bardzo źle z firmami, które będą miały kłopoty ze zdobyciem kredytów i poręczeń od któregoś z dwóch państwowych banków. Przy okazji światło dzienne ujrzał spór między ministrem Rostowskim a ministrem Gradem. Różnice zdań między członkami rządu są naturalne. Jednak zwykle do polemik dochodzi na sali posiedzeń rządu. Minister finansów używa innych metod. Prowadzi własną politykę, nie oglądając się na plany innych resortów, opinie wicepremiera ds. gospodarczych Waldemara Pawlaka i zasady ogłaszane przez Komisję Nadzoru Finansowego.

O tym, czy PKO BP wypłaci dywidendę i czy jego prezes utrzyma stanowisko, i tak ostatecznie zdecyduje premier. Niedobrze się jednak stało, że szef rządu pozwolił, abyśmy wcześniej obejrzeli spektakl wyreżyserowany przez jego ministra.