Wprawdzie według prognoz Światowej Organizacji Handlu (WTO) wielkość obrotów światowego handlu zmniejszyła się w ubiegłym roku o niewiele ponad 10 proc., najbardziej od II wojny światowej, ale głównie ze względu na spadek popytu, a nie z powodu nowych barier celnych. Owszem, wiele państw pomogło przetrwać bankom, po prostu je nacjonalizując lub udzielając wsparcia finansowego (ostrzegając przy tym, że musi być ono zwrócone co do centa). Ale szybko powróciła wiara w wolny rynek i coraz więcej banków ma niebawem wrócić w ręce prywatnych inwestorów.

Jednak dziś Europie znów grozi powrót protekcjonizmu. Tym razem rękę po wsparcie wyciąga przemysł lotniczy. To wszystko za sprawą trwającej od kilku dni blokady europejskiego nieba, którą wymusiła erupcja islandzkiego wulkanu. Przewoźnicy lamentują, że ich straty przekraczają już miliard dolarów. Po pomoc państwową zamierzają wystąpić British Airways, Air France-KLM, czeska CSA. Także Polskie Linie Lotnicze LOT nie wykluczają, że będą zmuszone prosić o wsparcie.

Obawiam się, że jeśli będziemy chcieli, aby nasz narodowy przewoźnik mógł nadal konkurować z wymienionymi powyżej firmami, niestety także polski podatnik będzie musiał zapłacić. Jednak ewentualnej pomocy państwa powinien towarzyszyć klarowny program prywatyzacji LOT, który umożliwi przynajmniej częściowe odzyskanie naszych pieniędzy.

Bo problemem tej firmy od lat jest nieudolnie nią zarządzający państwowy właściciel. Raz już ją wsparł potężnym dokapitalizowaniem – bez pozytywnego efektu. Kolejni prezesi albo tracili kasę w wyniku nietrafionych inwestycji finansowych, albo odsuwali na 'święte nigdy' bolesną restrukturyzację. Skutek jest taki, że polski narodowy przewoźnik to dziś relikt w swojej branży.