Reklama
Rozwiń

Prywatyzacja czy kompromitacja

W historii polskiej prywatyzacji chyba jeszcze czegoś takiego nie było. Cena sprzedaży akcji ostatecznie niższa o jedną trzecią od maksymalnej, odrzucenie większości zleceń zakupu połączone z rezygnacją ze sprzedaży większości oferowanych akcji

Aktualizacja: 18.05.2011 20:40 Publikacja: 18.05.2011 20:40

Wyraźnie Ministerstwo Skarbu, przyzwyczajone do łatwych sukcesów, drastycznie pomyliło się w ocenie sytuacji rynkowej. Przeprowadziło ofertę o niejasnym celu i w nieprzejrzysty sposób, która podrywa zaufanie drobnych inwestorów i przerywa pasmo prywatyzacyjnych sukcesów ministra Aleksandra Grada.

Resort skarbu wystawił na sprzedaż wszystko, co miał – ponad 15 mln akcji (czyli 37 proc.) Banku BGŻ, określając maksymalną cenę każdej akcji na 90 zł – do budżetu miało więc wpłynąć ponad 1,4 mld zł. Na akcje gremialnie zapisali się drobni inwestorzy (prawdopodobnie złożyli zlecenia warte ponad 7 mld zł), natomiast zawiedli inwestorzy instytucjonalni, którzy nie chcieli płacić tak wysokiej ceny.

Ostatecznie ministerstwo sprzedało tylko co trzecią wystawioną na sprzedaż akcję – po 60 zł za sztukę. Według naszych informacji znacznie więcej był gotów zapłacić za te akcje drugi akcjonariusz banku, czyli holenderska spółdzielcza grupa Rabobanku. Aby pozbyć się polskiego państwowego współwłaściciela, Holendrzy proponowali, że kupią akcje za 80 – 90 zł za sztukę.

Oznacza to, że gdyby sprzedać im całą ofertę, to do Skarbu Państwa wpłynęłoby tyle samo lub więcej pieniędzy, niż szacowano, że da publiczna oferta. Natomiast nie trzeba by ponosić jej kosztów szacowanych na około 20 milionów złotych.

W efekcie tych błędów mamy nadal niesprywatyzowany BGŻ (państwu zostało 25 proc. głosów), rozżalonych drobnych akcjonariuszy, którym wprawdzie obniżono bardzo znacząco cenę, ale zmniejszono sprzedawane pakiety po około 80 proc.

W tej sytuacji powinniśmy oczekiwać od ministra Aleksandra Grada wyjaśnień. Ile Rabobank dawał za akcję BGŻ? Dlaczego zdecydowano się na ofertę publiczną zamiast sprzedaży Holendrom? Co zrobiono, by sytuację wyjaśnić inwestorom, którzy wierzyli, że w efekcie realizacji idei akcjonariatu obywatelskiego do ich portfeli trafią niemałe zyski?

Jednego minister nie musi tłumaczyć – nie ulega wątpliwości, że trzeba słuchać rynku. Teraz niesprzedane akcje BGŻ trzeba będzie i tak wcisnąć Holendrom.

Wyraźnie Ministerstwo Skarbu, przyzwyczajone do łatwych sukcesów, drastycznie pomyliło się w ocenie sytuacji rynkowej. Przeprowadziło ofertę o niejasnym celu i w nieprzejrzysty sposób, która podrywa zaufanie drobnych inwestorów i przerywa pasmo prywatyzacyjnych sukcesów ministra Aleksandra Grada.

Resort skarbu wystawił na sprzedaż wszystko, co miał – ponad 15 mln akcji (czyli 37 proc.) Banku BGŻ, określając maksymalną cenę każdej akcji na 90 zł – do budżetu miało więc wpłynąć ponad 1,4 mld zł. Na akcje gremialnie zapisali się drobni inwestorzy (prawdopodobnie złożyli zlecenia warte ponad 7 mld zł), natomiast zawiedli inwestorzy instytucjonalni, którzy nie chcieli płacić tak wysokiej ceny.

Opinie Ekonomiczne
Piotr Arak: Wielki zakład Europy o Indie
Opinie Ekonomiczne
Unia Europejska a Chiny: pomiędzy współpracą, konkurencją i rywalizacją
Opinie Ekonomiczne
Eksperci: hutnictwo stali jest wyjątkiem od piastowskiej doktryny premiera Tuska
Opinie Ekonomiczne
Joanna Pandera: „Jezioro damy tu”, czyli energetyka w rekonstrukcji
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Big tech ma narodowość i twarz Donalda Trumpa