Pekao nie chce być największym bankiem lecz najlepszym

Pekao nie musi dążyć do bycia w Polsce największym bankiem – mówi Luigi Lovaglio, prezes tej instytucji, w rozmowie z Moniką Janusz-Lorkowską i Jakubem Kuraszem

Publikacja: 07.08.2011 22:46

Luigi Lovaglio, prezes Pekao

Luigi Lovaglio, prezes Pekao

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

W pana ojczyźnie wciąż się coś dzieje. Rentowności obligacji szaleją, pojawiają się problemy polityczne rządu Berlusconiego – to wszystko wpływa także na eskalację problemów w strefie euro. Włochy są w takim samym kłopocie jak Grecja czy Portugalia?

Nie sądzę, by sytuacja gospodarcza Włoch była diametralnie inna niż rok czy kilka lat temu. Dziś problemem jest faktycznie wiarygodność polityczna. Ale jeśli przyjrzymy się fundamentom gospodarki, to Włochy stoją zdecydowanie lepiej niż inne kraje. Deficyt budżetowy jest niższy niż średnia europejska. Źródła finansowania gospodarki są głównie krajowe.

A problemy związane z długiem publicznym?  Włochy mają ponad 100 proc. długu w relacji do PKB?. Nie obawia się pan, że sytuacja polityczna i makroekonomiczna Włoch wpłynie na sytuację tamtejszych banków?

Włochy są krajem, który ma zgromadzone ogromne bogactwo. W kontekście zamożności społeczeństwa jesteśmy na trzecim miejscu w Europie. Wystarczyłoby poprosić o niewielkie wsparcie każdego z nas, Włochów, i znaczna część problemu zadłużenia zniknęłaby. Włochy to trzeci największy sektor wytwórczy w strefie euro, trzeci eksporter w Europie i którego poziom eksportu ciągle wzrasta. Produkcja jest kluczowa dla generowania nadwyżek, które pozwolą spłacić dług. Elementem krytycznym we Włoszech jest wiarygodność polityczna.  Lecz trzeba sobie powiedzieć, że w tym kraju gospodarka zawsze rozwijała się tym lepiej im większy był kryzys rządowy. Spokojnie, damy radę.

A jak tłumaczy pan nagły spadek kursu akcji grupy UniCredit na giełdzie w Mediolanie na początku lipca i czy  takie problemy mają wpływ na sytuację banku Pekao?

Oczywiście widoczne są na rynku we Włoszech pewne działania spekulacyjne. A gdy ktoś atakuje kraj, to sprzedaje to, co jest najbardziej płynne. To, na co szybko znajdzie się kupiec. Akcje banków są papierami bardzo płynnymi, a akcje UniCredit to jedne z najbardziej płynnych papierów na giełdzie, a więc gdy ktoś chce spekulować, to zaczyna od nich. Co najważniejsze, kurs akcji UniCredit zachowuje się podobnie do innych banków notowanych w Mediolanie, pomimo  że jest ulubionym narzędziem spekulacji. UniCredit jest jedną z największych i najsilniejszych grup europejskich, działa w ponad 20 krajach, a jedna trzecia jej działalności ma miejsce w Niemczech. Nie widzę żadnego powodu, żeby spodziewać się wpływu na naszą działalność ze względu na UniCredit. Bank Pekao jest całkowicie niezależny od grupy, zarówno pod względem źródeł finansowania jak i pod względem aktywów. Jesteśmy płynnym bankiem z wysokimi kapitałami, który chce się przyczyniać do rozwoju gospodarczego Polski.

To dobry bank, ale czy nie można wykluczyć, że nic mu nie zagraża? Irlandzycy zapewniali, że BZ WBK nie sprzedadzą, a Belgowie, że nie wystawią na sprzedaż Kredyt Banku, a Portugalczycy – Banku Millennium...

UniCredit wypowiedziało się jasno - chce się rozwijać na trzech rynkach: w Rosji, Turcji i Polsce. A my jesteśmy jednym z najlepszych banków w tej grupie. Grupa nie ma powodów, by ten bank sprzedawać. W Irlandii czy Portugalii sprzedawano banki, bo szukano pieniędzy, tam były długi do spłacenia.

Grupa KBC wystawiła na sprzedaż Kredyt Bank, do kupienia będzie bank Millennium. Pekao zainteresowany jest takimi okazjami? Pan nie jest bankierem inwestycyjnym, więc pewnie wzrost organiczny?

Odpowiem tak: ja jestem przede wszystkim odpowiedzialnym bankierem. Prawie 40 lat swojego życia poświęciłem pracy w banku. Zawsze broniłem interesów akcjonariuszy i kraju, w którym działam. W mojej filozofii prowadzenia banku najważniejsze jest budowanie długoterminowych relacji i wartości oraz zaufania. Przy takich założeniach nie trzeba być bankierem inwestycyjnym, wystarczy być solidnym szefem firmy, aby rozumieć, że naszym obowiązkiem jest analizowanie dokładnie każdej możliwości, która pozwoliłaby na tworzenie wartości dla naszego banku. Nie mamy ambicji, by być za każdą cenę bankiem wielkim, największym, większym od PKO BP.

Czyli nie idzie pan na zwarcie z PKO BP i nie jest dla Pan priorytetem walka o pierwsze miejsce w sektorze?

Jeszcze raz powtórzę: wierzę, że Pekao nie musi dążyć do bycia największym bankiem w Polsce, ale musimy być pierwszym bankiem pod względem innowacji, satysfakcji klientów, pracowników i reputacji. To jest liga, w której chcemy grać i wygrać. Ale jeśli faktycznie pojawi się jakaś okazja do akwizycji, która pomoże nam we wzroście, to będziemy ją rozważać. Tym bardziej, że mamy duże kapitały — 8 miliardów gotówki gotowej do wydania. Ważna jednak będzie jakość aktywów do nabycia, nie tylko okazyjna cena. Mamy bardzo odpowiedzialne podejście do zarządzania kapitałem. Takie podejście zaowocowało najwyższą oceną w europejskich stress testach.

Czyli jeśli nie wydacie tych 8 miliardów złotych to wypłacicie je w postaci extra dywidendy?

W dzisiejszych czasach najważniejsza jest silna struktura kapitału, więc wykluczałbym tę możliwość.

Za to masę dylematów mają posiadacze kredytów mieszkaniowych we frankach. Co tak naprawdę się dzieje na rynkach? Frank staje się nową walutą rezerwową na świecie?

We wszystkich momentach kryzysowych, takich jak dziś, franka traktuje się jak złoto. Dlatego ma wysoką wartość i ucieka się w niego, gdy dookoła dzieje się coś złego. Od kiedy jestem w banku Pekao oferujemy tylko kredyty hipoteczne w złotych. Pojawiały się głosy, że stracimy, bo można na tym zarobić, że odpuszczamy rosnący rynek. Dziś jednak widać, że nie jest etycznym zachowaniem oferowanie kredytów hipotecznych w obcych walutach, kusząc niską ratą i nie wspominając o spredach walutowych, które generują wysokie dochody dla banków. Sprawa problemów z frankiem jest teraz wspólnym problemem. Wszyscy powinni szukać jakiegoś rozwiązania tej sytuacji  - banki, nadzór bankowy, rząd. Pekao jest gotowe wziąć czynny udział w tych pracach. Nieodpowiedzialne i niebezpieczne jest pozostawienie tej sytuacji samej sobie.

Widzi pan jakieś zagrożenie makroekonomiczne dla Polski z powodu franka, spodziewałby się pan kłopotów podobnych do tych, jakie obserwuje się na Węgrzech?

Nie, absolutnie nie. Ale zaobserwowałem, że sytuacja przypomina trochę chorobę. Ktoś gorączkuje i nie leczy się, nie zwalcza symptomów choroby tylko czeka, aż gorączka sama spadnie. Tymczasem następnego dnia może być jeszcze gorzej. Ja bym działał w sposób zdecydowany. Przeżyłem dewaluację lirów. Wszyscy liczyli na to, że lada moment sytuacja na rynku walutowym nagle się odwróci. A tak się nie stało. Dziś, tak jak rok temu, gdybym ja miał kredyt we frankach szwajcarskich, natychmiast zamieniłbym go na złote.

Przy tym kursie? Przecież biorąc kredyt kilka lat temu gigantycznie wzrosłoby pana zadłużenie w złotych lub w najlepszym przypadku okazałoby się, że przez te lata spłacania rat nic by Pan de facto nie spłacił?

A jutro kurs będzie lepszy?

Nie można tego wykluczyć. Większość długoterminowych prognoz mówi, że złoty będzie się umacniał...

Być może, ale po upadku Lehmann Brothers już niczego nie można być pewnym. Chyba lepiej nie zaczynać dnia od sprawdzania kursów, tylko dobrze się wysypiać? Nie sądzę, by ktokolwiek, kto wziął kredyt we franku był spekulantem walutowym. Wziął taki kredyt, bo po prostu raty miesięczne były niskie. Sądzę, że należy pójść w tym kierunku, aby pomóc klientom także po przewalutowaniu.

Czyli, co należy zrobić? Dać klientom możliwość zamiany kredytów we frankach na złote, zachować poziom raty miesięcznej? Wszystko ok, ale okres do spłaty się wydłuży...

Cóż, może to jest jakieś rozwiązanie. Może jest inne. Trzeba jednak zacząć działać i to poważnie. To, co teraz obserwujemy, nie jest zabawą. Kryzys może potrwać dłużej niż myślimy.

Czy ma jakiś pomysł na Pekao 2.0? Nowa strategia, większe wydatki na marketing - inne produkty?

Jeśli przyjrzą się państwo wynikom Pekao z ostatnich czterech kwartałów, to nasze przyspieszenie jest większe niż innych banków polskich. Poprawiamy wyniki w każdym sektorze, a zwłaszcza w obszarze kredytów konsumenckich, kredytów mieszkaniowych oraz dla małych i średnich przedsiębiorstw. Jesteśmy liderem w finansowaniu najważniejszych projektów inwestycyjnych w kraju i Euro 2012. Ale zależy nam nie tylko na wynikach. Dla mnie priorytetem jest także inwestowanie w wizerunek naszego banku, pokazanie banku nie tylko jako solidnego i godnego zaufania, ale też jako nowoczesnego i innowacyjnego.

To o klientach mówi każdy prezes banku...

Dla mnie to wyzwanie numero uno mojej kadencji. Wszyscy sprzedajemy te same produkty. O  różnicy stanowi zaufanie, przejrzystość i uczciwość w relacjach z klientami. Jednocześnie konieczna jest innowacyjność, aby przyciągnąć nowych młodych klientów. Oni w najbliższych latach będą potrzebowali 2 milionów kont. Komunikacja staje się coraz ważniejsza i my chcemy być w tym lepsi niż do tej pory.

W pana ojczyźnie wciąż się coś dzieje. Rentowności obligacji szaleją, pojawiają się problemy polityczne rządu Berlusconiego – to wszystko wpływa także na eskalację problemów w strefie euro. Włochy są w takim samym kłopocie jak Grecja czy Portugalia?

Nie sądzę, by sytuacja gospodarcza Włoch była diametralnie inna niż rok czy kilka lat temu. Dziś problemem jest faktycznie wiarygodność polityczna. Ale jeśli przyjrzymy się fundamentom gospodarki, to Włochy stoją zdecydowanie lepiej niż inne kraje. Deficyt budżetowy jest niższy niż średnia europejska. Źródła finansowania gospodarki są głównie krajowe.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Ropa, dolary i krew
Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Przesadzamy z OZE?
Opinie Ekonomiczne
Wysoka moralność polskich firm. Chciejstwo czy rzeczywistość?
Opinie Ekonomiczne
Handlowy wymiar suwerenności strategicznej Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czekanie na zmianę pogody