Nie będą powstawały nowe miejsca pracy, nasze oszczędności stopnieją, tysiące firm odnotują straty, a setki z nich – zbankrutują. Państwo być może znowu stanie na skraju bankructwa, bo do budżetu będą wpływać mniejsze wpływy z podatków i tych dochodowych, i tych od konsumpcji.
Minister finansów znowu zarządzi program oszczędności, podniesie VAT, a może konieczne będą jeszcze ostrzejsze rozwiązania – takie prowadzące wprost do obciążenia kieszeni podatników. Niestety, nie będziemy mogli liczyć na ekstra pomoc z zewnątrz. W ostatnich latach w ramach działań antykryzysowych rząd pompował w gospodarkę unijne fundusze w przyspieszonym tempie. To pomagało, ale miliardy euro już się praktycznie wyczerpały. Niestety, także te na działania osłonowe na rynku pracy.
Ciężko będzie. Chyba że... Największy potencjał tkwi w nas samych. Może mimo gwałtownego spowolnienie globalnej gospodarki Polacy nie poddadzą się pesymizmowi. Tak jak było w 2009 r. Mimo że świat się walił i palił, Polacy wciąż pozostawali sporymi optymistami i ciągle stosunkowo sporo wydawali. Dzięki temu udało się nam utrzymać wtedy dodatnie tempo wzrostu PKB. Może tym razem też się uda. Tym bardziej że być może cios, jaki zada nam w przyszłym roku ten trwający od trzech lat kryzys, będzie ostatnim, może najmocniejszym. Po nim pozostanie nam już się tylko otrzepać i ruszyć na nowe szczyty.