O tym, że z naszym narodowym przewoźnikiem nie jest – delikatnie mówiąc – najlepiej, wiadomo nie od dziś. Można naturalnie zastanawiać się, czy LOT da się jeszcze uratować wpompowując w firmę kolejne transze pomocy, a przede wszystkim, czy takie działania mają w ogóle jeszcze sens. Nie zmienia to jednak faktu, że na chwilę obecną decyzja jest jednoznaczna – Skarb Państwa, a tym samym wszyscy podatnicy – wspomagają firmę. A skoro tak się dzieje, to może warto byłoby jednak wykazać się pewną dozą życzliwości wobec tych pracowników LOT-u, którzy naprawdę sumiennie wykonują swoje obowiązki i nie utrudniać im jeszcze bardziej życia?
Nie wszyscy pasażerowie prezentują takie podejście. Miałem okazję przekonać się o tym kilka dni temu w czasie jednego z krajowych rejsów obsługiwanych przez LOT. Podróż odbywała się na pokładzie niewielkiego Bombardiera. Większości osób towarzyszyły niewielkie bagaże podręczne, ale kilku pasażerów postanowiło jednak zabrać ze sobą większe walizki. Prawdą jest, że obsługa naziemna mogła zakwestionować ich rozmiar już w momencie odprawy i polecić ich nadanie jako bagaż rejestrowy. Z drugiej strony, nie trzeba wielkiej wyobraźni, by samemu dojść do wniosku, że walizka powyżej określonych wymiarów na pewno nie zmieści się do schowka, zwłaszcza w małym samolocie.
Wspomniany problem dotyczył grupki Hindusów i jednej Polki. Załoga pokładowa poinformowała wszystkich zainteresowanych, że z uwagi na rozmiar bagaży, nie mogą zabrać ich na pokład. W przypadku Hindusów cała operacja trwała jakąś minutę – po prostu oddali walizki obsłudze, która błyskawicznie umieściła je w luku samolotu. Polka postanowiła za to wygłosić półgodzinną tyradę na temat skandalicznego potraktowania jej przez LOT. Jej zdaniem, z tak aroganckim zachowaniem nie spotkała się w żadnej linii lotniczej na świecie i skoro to polski przewoźnik tak ją potraktował, to powinien jak najszybciej zbankrutować.
Chcąc przyjść z pomocą naprawdę miłej i uczynnej stewardessie, która próbowała grzecznie wytłumaczyć pasażerce jak w prosty sposób rozwiązać zaistniały problem, nie mogłem się powstrzymać od komentarza, że może jednak to nie wina LOT-u, tylko jej zbyt dużego bagażu. To sprawiło, że w ciągu najbliższych kilku minut stałem się drugim obiektem tyrady. Trudno, jakoś to przeżyłem. Mam tylko wielką nadzieję, że wspomniana pasażerka dotrzyma swojej obietnicy i nigdy więcej nie poleci już LOT-em. Ubytek jednego takiego klienta nie wpłynie na kondycję finansową firmy, za to na samopoczucie innych podróżnych jak najbardziej.
A jeśli ktoś życzy tej firmie jak najgorzej, to może niech po prostu zrezygnuje z jej usług. Ja przekornie liczę na to, że LOT przetrwa. Na złość wszystkim malkontentom.