Gospodarka zyska. Hotelarze i biura turystyczne ją ozłocą za wydłużenie sezonu wyjazdów. Rodzice – pewnie też, bo przy takim rozłożeniu popytu w czasie ceny usług – od Bałtyku po Tatry powinny nieco spaść. Przynajmniej teoretycznie.
W najbliższy poniedziałek ferie rozpoczynają dzieciaki mieszkające na Podlasiu, Warmii i Mazurach. Te ze Śląska, Pomorza i Łodzi mają wyraj już od tygodnia. 3 lutego rusza na stoki m.in. Małopolska i Wielkopolska. Mazowsze i Dolny Śląsk – dopiero 17 lutego. W ten sposób dwutygodniowe zimowe wakacje są rozłożone w Polsce na półtora miesiąca. Górskie ośrodki mają szansę na w miarę równomierne „obłożenie" turystami, a ci – na znalezienie przyzwoitej kwatery za sensowne pieniądze.
Dlaczego tego sukcesu nie powtórzyć latem? Wprawdzie w maju czy czerwcu Bałtyk do ciepłych nie należy (umówmy się – w lipcu czy sierpniu też się z Adriatykiem nie równa). Ale pogoda jest zwykle wtedy niemal letnia. Więc dlaczego dzieci np. ze Śląska nie wysłać na wakacje choćby w połowie maja?
Dla zainteresowanych rodziców - terminy przyszłorocznych ferii zimowych można znaleźć tutaj (link).