Jest więc szansa, że nie tylko zaleje nas fala paczkomatów, ale też przy okazji poprawi się jakość tradycyjnych usług kurierskich.

Niestety, spora część klientów miała już okazję poczuć się nie jak posażna panna na wydaniu, ale jak drugorzędny element walki o tzw. rynek paczek. Ci, którzy częściej robią zakupy online, sypią jak z rękawa opowieściami o kurierach, którzy najchętniej rozwożą przesyłki w ciągu dnia i często bardzo elastycznie podchodzą do uzgodnionych godzin odbioru. Zjawiają się np. w południe pod drzwiami pustego mieszkania, pełni pretensji do adresata, choć on ustalił termin odebrania paczki na popołudnie. Nawet ci, którzy przezornie zamawiają dostawę do pracy, gdzie są dostępni cały dzień, mogą się srodze zawieść. Tak jak mój redakcyjny kolega, który wprawdzie drogę swej przesyłki z renomowanej firmy kurierskiej mógł śledzić w internecie, ale dostawy się nie doczekał. Kurier podjechał podobno pod budynek i – widząc biurowiec – już nie zadał sobie trudu odszukania adresata, choć wymagało to jedynie zgłoszenia się do recepcji. Niekiedy wystarczy na moment odejść od biurka, zostawiając tam telefon, by stracić w tym dniu szansę na odebranie przesyłki. Takie sytuacje to często skutek polityki firm kurierskich, które tnąc koszty, obarczają posłańców zbyt dużą liczbą terminowych zleceń. Jakość obsługi – podobnie jak w wielu innych branżach – jest na dalszym, niekiedy dość odległym miejscu. Jest szansa, że w kolejnej rundzie walki o rynek firmy i o tym sobie przypomną.