Pierwsza i najważniejsza rzecz, która jest pewna, to, że Ameryka – tak jak wiele innych krajów zachodnich, w tym również Polska – jest podzielona niemal dokładnie na połowę. Nie ma już jednego narodu, są dwa plemiona. Dwa plemiona, które coraz bardziej nienawidzą się i sobą pogardzają. Tak mocno, że po raz pierwszy od 150 lat realna staje się wręcz wizja fizycznej przemocy. Tyle że tym razem linia podziału nie biegnie wzdłuż linii północ–południe, raczej przebiega po obrzeżach rozrzuconych po całym kraju wielkich miast wraz z ich zamożnymi przedmieściami. Mieszkańcy wielkich miast są w większości liberalni, dobrze im się powodzi, radośnie korzystają z owoców rewolucji technologicznej, globalizacji i imigracji. Uwielbiają bezawaryjne japońskie samochody, niedrogą chińską i koreańską elektronikę, pracowitą meksykańską pomoc domową i tanich pracowników sektora usług. I uważają, że dzięki takim firmom jak Apple, Microsoft, Facebook i Google Ameryka jest dziś co najmniej tak samo wielka, jak była w czasach dominacji Forda, Chryslera i General Motors.