Andrzej K. Koźmiński: Bunt mas

W czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego w wielu ważnych krajach UE zapowiada się sukces ugrupowań populistycznych. Warto spojrzeć na to zjawisko w kontekście toczącej się hybrydowej wojny Zachodu z Rosją.

Publikacja: 29.05.2024 04:30

Andrzej K. Koźmiński: Bunt mas

Foto: Adobe stock

Jestem daleki od jedynie spiskowego wyjaśniania wydarzeń w krajach, które Rosja uznała za wrogie. Rosyjska doktryna wojenna i teoria „wojny rozruchowej” wskazują jednak na rozruchy, bunty, strajki i ekstremalne ruchy polityczne jako instrumenty prowadzenia wojny. Nie budzi też najmniejszej wątpliwości finansowanie przez Rosję skrajnej prawicy w różnych krajach (np. we Francji, w Austrii, we Włoszech, a zwłaszcza w Wielkiej Brytanii w związku z referendum w sprawie brexitu). Rosja wykorzystuje wszystkie nadarzające się okazje, a zapewne niektóre tworzy poprzez agentów wpływu.

Rosyjskie służby są od pokoleń mistrzami w sztuce infiltracji. Sytuacja zmieniła się jeszcze bardziej na korzyść Rosji, gdy nie bez udziału jej służb bunt mas pojawił się w USA jako zwycięski „trumpizm”. Otwarcie kwestionuje on zanurzone od pokoleń w sprawy europejskie „stare elity” i deklaruje zdjęcie z Europy amerykańskiej tarczy oraz likwidację NATO. Sprzyja temu rosnąca w ostatnich latach luka gospodarcza i technologiczna między USA a UE.

Zintegrowana Europa

W wymiarze geostrategicznym Europa bezwzględnie potrzebuje USA, ale USA Europy – niespecjalnie. Otwiera to pole dla biznesowej retoryki Trumpa. W tej sytuacji, jak słusznie przekonuje prezydent Macron, Europa musi stać się mocarstwem, by przetrwać. Aby zaś stać się mocarstwem, musi zintegrować się znacznie silniej.

Luźne stowarzyszenie wolnego handlu nie wytrzyma uderzeń rosyjskiego knuta. Niestety potencjały suwerennych graczy wagi średniej grających „na siebie” nie sumują się do wagi ciężkiej. Powodem tej degeneracji sił jest kryzys przywództwa i wyrażający go konflikt „elit” i „mas”, który przybiera postać mniej lub bardziej otwartego „buntu mas” i populizmu, jako odpowiedzi na ten bunt.

Populizm nie jest w Europie zjawiskiem nowym, poczynając od żądań ludu rzymskiego „chleba i igrzysk”. Szczególne spustoszenia uczynił w wieku XX, rodząc dwa ludobójcze totalitaryzmy – faszyzm i komunizm, i dwa typy państwowej gospodarki, ostatecznie prowadząc do drugiej wielkiej wojny, dziesiątków milionów jej ofiar i zniszczenia kontynentu.

Korzenie populizmu

Europejscy intelektualiści dość wcześnie dostrzegli populistyczne zagrożenia. Hiszpański filozof José Ortega y Gasset już w 1929 roku dostrzegł wyłaniające się społeczeństwo masowej kultury, masowej polityki, masowej konsumpcji i masowej pracy, które opisał w książce „Bunt mas”. Powiązał to z radykalną zmianą stosunku społeczeństwa do rządzących mniejszości – do elit. „Masy zhardziały w stosunku do mniejszości, nie są im posłuszne, nie naśladują ich ani nie szanują, a raczej wprost przeciwnie, odsuwają je na bok i zajmują ich miejsce” – pisał.

Po wywołanej i prowadzonej przez nieudolne elity I wojnie światowej, bezmyślnej czteroletniej rzezi potulnych mas żołnierskich i najdotkliwszym w dziejach Europy kryzysie ekonomicznym przełomu lat 20. i 30., zbuntowane masy poszukały nowych proroków, którzy obiecywali powszechny dobrobyt i sprawiedliwość, panowanie dotychczas upośledzonych i krzywdzonych, a przede wszystkim zaspokojenie pragnień odwetu i zemsty.

Nowi prorocy dochodzili do władzy w drodze masowo popieranych zamachów stanu, jak we Włoszech, albo w drodze demokratycznych wyborów, jak w Niemczech. Ważną rolę w tych procesach odgrywała masowa, wulgarna propaganda odwołująca się do nacjonalistycznych emocji i rewanżyzmu.

Niektórzy intelektualiści przeszli na służbę populistów. Droga od triumfu populizmu do dyktatury i militaryzacji społeczeństw była krótka.

Rola państwa w gospodarce

Niewątpliwie mamy dziś do czynienia w Europie z narastającą falą populizmu w odpowiedzi na nasilający się bunt niezadowolonych i roszczeniowych mas. Poparcie zyskują ugrupowania polityczne, które odwołują się do ludzkich aspiracji, frustracji, lęków i fobii, czyli do emocji.

Opierają się na negowaniu ugruntowanej wiedzy. Twierdzą, że finansowane deficytem wydatki państwa można zwiększać bez ograniczeń, że cenami i stopami procentowymi, a także architekturą globalnych łańcuchów zaopatrzenia można swobodnie manipulować, kierując się kryteriami politycznymi, że polityczni nominaci mogą skutecznie zarządzać wielkimi firmami i że to państwo powinno „dla dobra ludu” dominować nad wyborami podmiotów gospodarczych, nawet konsumentów.

Nawet w krajach uważanych za wzorce liberalnej demokracji rośnie rola państwa w społeczeństwie i w gospodarce, gdzieniegdzie przypominając znany z okresu międzywojennego narodowy socjalizm.

Mimo olbrzymiego postępu cywilizacyjnego, a może dzięki niemu, masy nie mądrzeją. Dzięki internetowi i mediom społecznościowym rosną populacje antyszczepionkowców, antyekologów, a nawet płaskoziemców i zwolenników najbardziej fantastycznych teorii spiskowych. Myślą przewodnią takich coraz popularniejszych przekonań jest bunt mas – opór przeciwko „tyranii” elit, ekspertów, intelektualistów, liberalnych polityków.

Rządzący, chcąc zyskać popularność wśród wyborców, muszą się wykazać niewiedzą i prostactwem. Pierwszy raz zetknąłem się z taką retoryką, kiedy prezydent Reagan wbrew oczywistej prawdzie pochwalił się w kampanii wyborczej, że nie przeczytał żadnej książki. Później promotorzy brexitu Nigel Farage czy Boris Johnson posuwali się znacznie dalej.

W dwudziestoleciu międzywojennym „podręcznikiem” populistycznych dyktatorów była słynna książka Curzia Malapartego „Technika zamachu stanu”. To obecnie powinien być podręcznik „deprawacji prawa”, czyli przekształcenia państwa prawa w państwo mafijne poprzez przebudowę instytucji i obsadzanie ich wyłącznie „swoimi ludźmi”. Ten proces jest długotrwały, ale jak pokazuje przykład Polski, może zostać przerwany, jeżeli zostanie zachowana chociaż częściowa demokracja. Ale na Węgrzech skończył się niemal pełnym powodzeniem…

Upokorzone mocarstwo

Dość rozpowszechniony jest pogląd, że II wojnę światową wywołało upokorzenie Niemiec. Patrząc ze stuletniej perspektywy wielu historyków, uważa się, że w 1919 roku paryska konferencja kończąca I wojnę światową nie spełniła swego zadania, pozostawiając w Europie wiele punktów zapalnych.

Po II wojnie światowej powstał pod przewodnictwem Ameryki trwały układ pokoju w Europie oparty – jak można wyczytać z pamiętników ówczesnego sekretarza stanu Deana Achesona – na zasadzie dynamicznej równowagi potencjałów, interesów i aspiracji. Pod amerykańskim parasolem militarnym rozwiązanie to zapewniło zachodniej części kontynentu 70 lat spokoju, prosperity i bezprecedensowego postępu cywilizacyjnego.

W tym samym czasie toczyła się zimna wojna: konfrontacja potencjałów militarnych NATO i paktu warszawskiego. Związek Radziecki, przygnieciony kosztami wyścigu zbrojeń na przełomie lat 80. i 90., przegrał tę wojnę, rozpadł się na szereg niezależnych państw i utracił kontrolę nad dawnym obozem socjalistycznym. Dzięki temu kraje Europy Środkowej, w tym Polska, odzyskały niepodległość.

Na placu boju po zimnej wojnie pozostał oszołomiony sukcesem Zachód oraz sfrustrowane i osłabione byłe supermocarstwo, w naturalny sposób przesiąknięte pragnieniem rewanżu, i szereg nowych, niedoświadczonych graczy po „radzieckiej szkole”, z wysoce zróżnicowanymi własnymi tradycjami i aspiracjami (np. roszczenia terytorialne Węgier) i rachunkami krzywd (np. Polska–Niemcy). W miarę upływu czasu konfiguracja geopolityczna w Europie zaczynała przypominać sytuację po I wojnie światowej. Jedyną różnicą, i to ogromnie znaczącą, jest jak dotąd NATO i dominująca rola USA zapewniająca stabilność i bezpieczeństwo.

Sfrustrowane masy

Bunt mas pojawił się ponownie w Europie na początku drugiego dziesięciolecia XXI wieku, jakby w przeczuciu kończącej się prosperity. Wyraził się on w rosnącym znaczeniu, a nawet w przejmowaniu władzy przez skrajne ugrupowania populistyczne, najczęściej prawicowonacjonalistyczne. Ich retoryka jest bardzo podobna – od Hiszpanii po Holandię i Szwecję oraz od Wielkiej Brytanii po Węgry, Chorwację i Polskę.

Badania równowagi społeczno-ekonomicznej, które prowadzimy w Akademii Leona Koźmińskiego w odniesieniu do 22 europejskich krajów OECD, wskazują, że wszędzie podstawowym czynnikiem zakłócającym równowagą są niespełnione oczekiwania i aspiracje oraz wynikające stąd poczucie krzywdy. To rodzi frustrację i poszukiwanie politycznego lewara, który obiecywałby zaspokojenie ambicji i marzeń, choćby całkowicie nierealnych, jak np. zapewnienie wszystkim obywatelom bezpłatnej opieki medycznej na najwyższym poziomie.

Programy oparte na takich emocjach sprzyjają politycznemu sukcesowi w wyborach, ale utrudnia to skuteczne zarządzanie państwem, gospodarką i społeczeństwem, bo nie da się spełniać nierealistycznych obietnic. Dopóki zachowane są podstawy demokracji, sprzyja to utracie władzy, dlatego niektóre rządy populistów ewoluują w kierunku dyktatury (np. Turcja, Egipt, Węgry).

Uderzają zasadnicze różnice przyczyn i uwarunkowań buntu mas w Europie lat 20. zeszłego wieku i we współczesnej. Hiperinflacja, nędza, bezrobocie i przygnębienie po wojnie kontrastują ze względnym spokojem, dobrobytem, praworządnością i demokracją współczesnej Europy. Jedynym punktem zbieżnym z sytuacją z poprzedniego wieku jest byłe mocarstwo, które pragnie rewanżu za przegraną wojnę i powrotu do dawnego statusu.

Jak pisałem już w „Rzeczpospolitej” („Globalizacja wojny”, 12.03.2024), Rosja rozpoczęła swoją „rozruchową” globalną wojnę z Zachodem w 2008 roku od deklaracji Putina na konferencji w Monachium i napaści na Gruzję. Mniej więcej w tym okresie zaczął nasilać się bunt mas na Zachodzie i wzrosła aktywność wyrażających go prawicowych partii, zmierzających do rozmontowania UE, aby „ratować suwerenność”. Przypadek?

Profesor doktor habilitowany Andrzej K. Koźmiński jest ekonomistą i socjologiem, cenionym wykładowcą zarządzania oraz twórcą Akademii Leona Koźmińskiego.

Jestem daleki od jedynie spiskowego wyjaśniania wydarzeń w krajach, które Rosja uznała za wrogie. Rosyjska doktryna wojenna i teoria „wojny rozruchowej” wskazują jednak na rozruchy, bunty, strajki i ekstremalne ruchy polityczne jako instrumenty prowadzenia wojny. Nie budzi też najmniejszej wątpliwości finansowanie przez Rosję skrajnej prawicy w różnych krajach (np. we Francji, w Austrii, we Włoszech, a zwłaszcza w Wielkiej Brytanii w związku z referendum w sprawie brexitu). Rosja wykorzystuje wszystkie nadarzające się okazje, a zapewne niektóre tworzy poprzez agentów wpływu.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację