Czy giełda jest tajemniczym stworem, który żyje własnym życiem? Takie wrażenie mogą odnieść zwłaszcza ci, którzy z uwagą słuchają opinii wygłaszanych przez komentatorów i analityków rynkowych. Giełda obserwuje z niepokojem sytuację, mogą czasem usłyszeć. Albo: giełda z uznaniem przyjęła wyniki wyborów. Albo jeszcze: giełda źle zareagowała na obniżkę stóp procentowych, więc powinna spaść. Ale ponieważ spodziewała się jeszcze większej obniżki i ją zdyskontowała już wcześniej, więc – widząc jej rzeczywistą skalę – zamiast tego wzrosła („wcześniejsze zdyskontowanie” to ulubiona odpowiedź analityków na pytanie, dlaczego zamiast prognozowanego przez nich spadku nastąpił wzrost, albo odwrotnie).
Słysząc coś takiego, łatwo sobie wyobrazić, że mamy do czynienia z żywą bestią, mającą swoje fanaberie i sympatie polityczne, czujnie obserwującą i wyrażającą głośno swoje opinie.
Nie ma wątpliwości, że giełda dobrze zareagowała na wyniki wyborów w Polsce. Od połowy października indeksy wyraźnie wzrosły, choć giełdy światowe raczej spadały. Jakby ocenił pewien znany polityk, giełda jest zachowującym się z niemiecką bezczelnością uczestnikiem spisku mającego na celu zabranie Polsce niepodległości, a Polakom prawa wstępu do lasu (nb. Niemcy akurat specjalnie giełdzie nie ufają, bardziej bankom, ale pomińmy ten detal). Dla jasności – to nie żadna żyjąca swoim własnym życiem bestia zdecydowała, że powinna wzrosnąć. To efekt poprawy nastrojów inwestorów, sceptycznie patrzących na politykę odchodzącego rządu. Ponieważ uznali, że inni też podobnie ocenią sytuację, założyli, że ceny akcji wzrosną, i zaczęli je kupować (jeszcze bardziej taką grę na poprawę nastrojów widać było na działającym 24 godziny na dobę rynku walutowym, na którym złoty znacząco zyskał dosłownie w ciągu kilku minut po ogłoszeniu wyniku wyborów – bo natychmiast uruchomione zostały zlecenia kupna złotego, w oczekiwaniu na jego wzmocnienie).
Jednak z tego, że nastroje są niezłe, nie wyciągajmy zbyt daleko idących wniosków. Po pierwsze, stan giełdy jest, zwłaszcza w nieco dłuższym horyzoncie, odbiciem stanu gospodarki. Niezależnie od wyniku wyborów, polska gospodarka jest dziś w kiepskim stanie (odmiennie widzi sprawę tylko premier Morawiecki; być może w ferworze formowania nowego rządu pomylił się i patrzy na kartkę z wykresami do góry nogami). Nawet jeśli recesja powoli się kończy, problemy z finansami i inflacją będą prześladować nas przez lata.
Po drugie, mimo zmiany rządu bardzo trudna może się okazać odpowiednio głęboka zmiana polityki gospodarczej. Prezydent wyraźnie zasugerował, że jest gotów hojnie szafować wetem (choć jako żywo według konstytucji nie ma wśród swoich zadań ani prowadzenia polityki gospodarczej, ani tym bardziej obrony CPK). Nietrudno też zgadnąć, że między koalicjantami prędzej czy później pojawią się różnice zdań odnośnie do polityki finansowej.