Spadki cen ropy mogą zarazić gospodarkę

Nie widzimy powodów do przeceny na światowych giełdach, którą obecnie obserwujemy. Normalnie funkcjonujący rynek powinien być barometrem tego, co się dzieje w realnej gospodarce.

Publikacja: 21.02.2016 20:00

Andrew Wilson

Andrew Wilson

Foto: materiały prasowe

Nieuzasadniony optymizm na rynkach niesie z sobą ryzyko bolesnego rozczarowania, jednak bezpodstawny pesymizm może być równie szkodliwy jak nadmiar pewności siebie. Obecnie rynek ma do czynienia właśnie z takim ryzykiem: rosnące obawy o spadki cen ropy mogą przesłonić wiele pozytywnych sygnałów dotyczących większości innych klas aktywów.

Nadzieje na uniknięcie przedwczesnego końca cyklu zwyżek należy pokładać w tym, że reakcja inwestorów na ceny ropy nie będzie przesadzona

Ryzyko pesymizmu jest szczególnie duże, gdy rynki osiągają szczyty. Wraz z dojrzewaniem cyklu gospodarczego to naturalne, że inwestorzy wypatrują wczesnych oznak odwrócenia trendu, co pozwoli im na realizację zysków zaraz po tym, jak ceny aktywów miną szczyt.

Ropa: kwestia podaży

Dziś wielu tak właśnie traktuje spadki cen ropy: jako sygnał wczesnego ostrzegania dla innych inwestycji. To zrozumiałe, dopóki nie weźmie się pod uwagę, że z dwóch kluczowych dla cen ropy czynników, czyli popytu napędzanego przez rosnącą światową gospodarkę oraz odpowiadającej mu podaży, to ten drugi ciągnie ceny w dół. Wydobycie ropy z łupków w USA spowodowało długofalowe przesunięcie dynamiki podaży, Iran niedawno odzyskał dostęp do zachodnich kupców, a ani Rosja, ani Arabia Saudyjska nie skłoniły się do obniżenia produkcji.

Międzynarodowa Agencja Energetyczna szacuje, że w 2015 r. popyt na ropę w rzeczywistości wzrósł o niemal 2 proc. względem 2014 r., co zadaje kłam twierdzeniu, że ceny odzwierciedlają kurczenie się światowej gospodarki. Dlatego tak trudno zrozumieć koncentrowanie się wyłącznie na cenach ropy.

Na rynkach długu warunki od dawna są dobre. Liczba bankructw jest historycznie niska. Wraz z dojrzewaniem cyklu można się spodziewać jej stopniowego wzrostu, ale nie musi się to stać w I kwartale 2016 r.: polityka pieniężna pozostaje luźna, zyski są solidne, podobnie jak rynek pracy, a sytuacja finansowa konsumentów jest dobra (pomaga temu wzrost wolnych środków do dyspozycji gospodarstw domowych wynikający z niskich cen ropy). Wszystkie te czynniki wskazują na umiarkowany wzrost, jednak niepotrzebne negatywne nastroje wynikające z obaw związanych z ceną ropy mogą sprawić, że inwestorzy je zignorują.

Oczywiście, spowolnienie w Chinach nie pomaga, ale gdzie indziej sygnały są ogólnie pozytywne. W strefie euro inflacja wciąż jest znacznie poniżej celu, lecz wzrost gospodarczy się utrzymuje, częściowo wspomagany działaniami Europejskiego Banku Centralnego i wydatkami rządów. Naturalnie europejski eksport odczuje spadek chińskiego popytu, ale nie należy tego przeszacowywać: do Chin trafia 7 proc. eksportu strefy euro, podczas gdy do Wielkiej Brytanii kierowane jest dwa razy tyle, a 16 proc. trafia do krajów azjatyckich innych niż Chiny i Japonia.

Samospełniająca się przepowiednia

Nie dostrzegamy powodów dla trwającej na światowych giełdach przeceny, którą obserwujemy od początku roku, i sądzimy, że jest przestrzeń dla umiarkowanych zysków długu korporacyjnego, ponieważ rynki przeceniają ryzyko recesji. Szczególne okazje można znaleźć na europejskim rynku długu korporacyjnego: Europa, w przeciwieństwie do USA, wciąż jest w ekspansyjnej fazie cyklu i ma niską ekspozycję na sektor energetyczny, który stanowi tylko 1 proc. jej rynku obligacji o ratingu niższym od inwestycyjnego.

Rzecz jasna, w ciągu najbliższych dwóch–trzech lat należy oczekiwać znacznego wzrostu bankructw w sektorze energetycznym, ale inne branże są w dobrej formie, częściowo wskutek spadków cen energii. Musimy pamiętać, że niskie ceny są korzystne dla konsumentów i krajów, które są importerami netto ropy.

Istnieje niebezpieczeństwo, że nieuzasadniona koncentracja uwagi na rynku ropy trwale zarazi inne rynki. Już teraz widzimy tego objawy: przedświąteczna wyprzedaż obligacji śmieciowych, uzasadniona w przypadku firm energetycznych, rozprzestrzeniła się na inne branże i od tego czasu warunki kredytowe się pogarszają. To może wkrótce doprowadzić do długotrwałych spadków, gdyż inwestorzy, banki i przedsiębiorcy przygotują się na najgorsze.

Co do zasady rynki finansowe powinny odzwierciedlać to, co się dzieje w gospodarce, a nie na odwrót. Jednak doświadczenie uczy, że zachowanie rynków może stać się samospełniającą się przepowiednią: ponieważ ceny spadają, inwestorzy sądzą, że musi się dziać coś istotnego i zmniejszają ekspozycję na rynki, nastroje firm się jeszcze bardziej pogarszają i wszystkim jest coraz trudniej inwestować.

Nie przesadzić z reakcją

Normalnie funkcjonujący rynek powinien być barometrem tego, co się dzieje w realnej gospodarce. Wiele czynników określających zyskowność firm (lub jej brak) przekłada się na ceny aktywów. Jednakże przy zależności przedsiębiorstw od kapitału inwestycyjnego możliwe, że zakłócenia na rynkach przełożą się bezpośrednio na gospodarkę. Gdy tak się dzieje, zacieśnienie warunków finansowych, jak spadki na giełdach czy wzrost kosztów kredytu, wraz z innymi oznakami pesymizmu, jak wzrost cen złota, bezpośrednio wpływa na ilość i dostępność kapitału inwestycyjnego.

Żaden rozsądny obserwator rynku nie będzie twierdził, że w średnim okresie warunki nie mogą się pogorszyć. Bankructwa na rynkach długu od dłuższego czasu są niespotykanie rzadkie i zbliżamy się do momentu, w którym zaczną się nasilać, szczególnie w branży energetycznej. Jednak to samo w sobie nie uzasadnia paniki: poprawnie funkcjonujący rynek powinien być w stanie zaabsorbować wzrost bankructw, gdyż większa ich ilość będzie powrotem do normalnych warunków, a nie oznaką wejścia w spadkową fazę cyklu. Jednakże rynkom nie służy nielogiczne skupianie się na jednym czynniku.

Mario Draghi niedawno zasygnalizował obniżkę stóp w marcu, lecz spowodowało to tylko przejściowe wzrosty cen, dlatego wydaje się, że nie doczekamy się kolejnej udanej interwencji ze strony banków centralnych. Nadzieje na uniknięcie przedwczesnego końca cyklu wzrostów należy pokładać w tym, że reakcja inwestorów na ceny ropy nie będzie przesadzona i że będą oni brać pod uwagę szeroko rozumiane fundamenty gospodarek, a nie zachowanie jednego, napędzanego czynnikami podażowymi aktywa.

Andrew Wilson jest dyrektorem generalnym Goldman Sachs Asset Management na rynki EMEA (Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki).

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację