Najgorsze przebudzenie bywa po pięknych snach. Gospodarka w I kwartale 2021 r. pędziła, wzrost PKB sięgnął aż 8,5 proc., budżet wykazał miliardy nadwyżki, a bezrobocie utrzymywało się, obok Czech, na najniższym poziomie w Europie. I to wszystko jakby na przekór ostrzeżeniom ekonomistów, że czeka nas hamowanie. Ale praw ekonomii nie można oszukać. Kluczowy w gospodarce wyprzedzający koniunkturę w przemyśle wskaźnik PMI, który spadł do wartości najniższej od dwóch lat, dołączył do negatywnych sygnałów. Widać wyraźnie, że mamy tąpnięcie w zamówieniach eksportowych, a konsumenci ograniczają wydatki. A więc co najpiękniejsze już za nami.

Na razie rząd i związana z nim grupa polityczna upajają się sukcesami, choć w ostatnich miesiącach skorzystaliśmy z dopalaczy: podatku inflacyjnego, zwiększonych zakupów robionych przez miliony uchodźców z Ukrainy oraz firmy, które pośpiesznie robiły zapasy, obawiając się pogorszenia sytuacji w gospodarce i szybkiego wzrostu cen. Ale to już przeszłość. Bonanza się skończyła i bardzo prawdopodobne, że wejdziemy nawet w recesję.

Problem w tym, że politycy Zjednoczonej Prawicy nie do końca się obudzili. Dalej myślą, co tu rozdać i komu się podlizać, by tylko wygrać falę kolejnych wyborów – lokalnych, parlamentarnych i do europarlamentu. Kolejna czternastka wydaje się przesądzona, mówi się o wsparciu kredytobiorców, waloryzacji 500+ itd. Niestety, polityka hojnych wydatków, powiedzmy sobie wprost – „kupczenia” zasobami państwa, doprowadziła do zmniejszenia pola manewru. Nie mamy już zbyt wielu rezerw. Spadną wpływy z podatków, skoczy deficyt i poziom długu. A przecież państwo czekają ogromne wydatki z tytułu wcześniejszych zobowiązań oraz koniecznych wydatków zbrojeniowych. Bez wątpienia wzrośnie skala kreatywnej księgowości, powstaną pewnie kolejne fundusze omijające budżet i kontrolę parlamentu, jak Fundusz Solidarnościowy, z którego finansuje się już chyba wszystko, co przyjdzie do głowy politykom, czy najnowszy Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych. Już teraz rozziew między oficjalnym długiem krajowym a tym liczonym przez unijny Eurostat sięga 300 mld zł, a to tak naprawdę dopiero początek zabawy w zadłużanie państwa. Tyle że pożyczać będzie coraz trudniej, a warunki obsługi długu będą coraz gorsze. Tymczasem pomysły w stylu ekstrapodatku od zysków spółek surowcowych, które się już pojawiły, pokryją tylko ułamek potrzeb, a wpływy z Funduszu Odbudowy pojawią się z opóźnieniem.

Optymizmem nie napawa fakt, że również opozycja licytuje się z rządzącymi na obietnice, proponując zamrożenie rat kredytów, gwarancje dla realnego poziomu oszczędności czy duże podwyżki w budżetówce. W takiej sytuacji „finansowej demoralizacji” klasy politycznej trudno myśleć o ratowaniu gospodarki w trudnych miesiącach, a może i latach. Politycy, ocknijcie się!

Czytaj więcej

Spirala płacowo-cenowa zaczęła się już nakręcać