Krzysztof Adam Kowalczyk: Drożyzna na stacji ułatwi rewolucję

Kryzys naftowy lat 70. ubiegłego wieku przeorał branżę motoryzacyjną. Ten, w który właśnie wchodzimy, przyspieszy koniec ropy jako źródła napędu do aut.

Publikacja: 10.03.2022 21:00

Krzysztof Adam Kowalczyk: Drożyzna na stacji ułatwi rewolucję

Foto: energia.rp.pl

Gdy w poniedziałek jechałem do redakcji, w mijanych stacjach paliw widniała horrendalna – wydawało mi się – cena oleju napędowego: 6,99 zł za litr. Wieczorem było już 7,16–7,19 zł, kolejnego dnia 7,45, potem 7,99, a nawet 8,19 zł. Takiej galopady cen nie widziałem, jak 35 lat jeżdżę autem.

Atak Rosji na Ukrainę sprawił, że ceny lecą w kosmos na dwóch silnikach: cenie ropy (skoczyła z ok. 90 dol. za baryłkę 21 lutego do 130 dol. w szczycie 7 marca) i kursie dolara (skoczył z 3,97 do 4,5 zł). Ostatnio notowania nieco zmalały, ale koszt surowca dla rafinerii – licząc w złotych – nadal jest horrendalny. Gdyby jego wzrost proporcjonalnie przełożył się na ceny, ON kosztowałby ponad 9 zł. I to po obniżce VAT i akcyzy w ramach tarczy antyinflacyjnej.

Drogie paliwo zostanie z nami na długo. Embargo USA na ropę z Rosji i wycofywanie się firm z zakupów u tego drugiego globalnego eksportera sprawiają, że świat bije się o dostawy z innych krajów. Ceny rosną, mimo że UE (jeszcze?) embarga nie ogłosiła. Główny eksporter ropy, Arabia Saudyjska, jakoś nie chce zwiększyć dostaw...

Czytaj więcej

Rower i hulajnoga zamiast auta. Kolejny skutek wojny

To przypomina kryzys energetyczny lat 70. wywołany napaścią krajów arabskich na Izrael w 1973 r. Ceny ropy wystrzeliły wtedy z 5 dol. powyżej 10 dol., a rewolucja irańska w 1979 r. podbiła je do 40 dol. To wymusiło gigantyczną zmianę w motoryzacji. W Europie powszechne stały się auta małolitrażowe, a w USA zagraniczni producenci wyparli krążowniki szos swoimi mniejszymi i mniej paliwożernymi pojazdami. Państwowe regulacje zmusiły zaś przemysł do budowy oszczędnych silników.

Obecny kryzys przyniesie jeszcze większe zmiany. Jesteśmy na nie gotowi. Potrafimy budować coraz tańsze auta elektryczne o coraz większym zasięgu. Producenci ciężarówek mają już modele napędzane paliwami wodorowymi i planują wspólnie budować sieci stacji tankowania wodoru. Zarówno prąd, jak i wodór umiemy wytwarzać dzięki odnawialnym źródłom energii, których koszt maleje dzięki efektowi skali. A skala będzie rosła tym szybciej, im wyższe będą ceny ropy.

Europa, która od dziesięcioleci nabija kabzę szejkom od Półwyspu Arabskiego po Syberię, wiele zaoszczędzi dzięki tej rewolucji. Koniec produkcji aut spalinowych w UE wyznaczony jest na 2035 r. Ropa jako źródło paliw dla motoryzacji jest już skreślona.

Czytaj więcej

Wzrosty cen paliw chwilowo wyhamowały

Gdy w poniedziałek jechałem do redakcji, w mijanych stacjach paliw widniała horrendalna – wydawało mi się – cena oleju napędowego: 6,99 zł za litr. Wieczorem było już 7,16–7,19 zł, kolejnego dnia 7,45, potem 7,99, a nawet 8,19 zł. Takiej galopady cen nie widziałem, jak 35 lat jeżdżę autem.

Atak Rosji na Ukrainę sprawił, że ceny lecą w kosmos na dwóch silnikach: cenie ropy (skoczyła z ok. 90 dol. za baryłkę 21 lutego do 130 dol. w szczycie 7 marca) i kursie dolara (skoczył z 3,97 do 4,5 zł). Ostatnio notowania nieco zmalały, ale koszt surowca dla rafinerii – licząc w złotych – nadal jest horrendalny. Gdyby jego wzrost proporcjonalnie przełożył się na ceny, ON kosztowałby ponad 9 zł. I to po obniżce VAT i akcyzy w ramach tarczy antyinflacyjnej.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację