Zapowiedź produkcji nowych modeli samochodów w tyskiej fabryce FCA to prawdziwy fajerwerk na koniec 2020 r., który dla całej polskiej branży motoryzacyjnej jest najsłabszym od wielu lat. To także zastrzyk adrenaliny dla fabryki w Tychach. Zwłaszcza że teraz wyjeżdżają z niej auta, które walor świeżości już dawno utraciły, a przez pandemię ich tegoroczna produkcja zmaleje do 150 tys. z ponad 263 tys. rok wcześniej.

Waga decyzji Włochów wydaje się tym większa, że jeszcze nie tak dawno pracownicy fabryki mieli się czego obawiać. Pogarszająca się sytuacja na rynkach i zapowiedź połączenia FCA z francuskim producentem peugeotów i citroënów oraz perspektywa cięć kosztów jako następstwa fuzji budziła obawy o zmarginalizowanie, a nawet likwidację zakładu, od lat starającego się o nowe produkty.

Teraz jednak tyski zakład o najbliższe lata może być spokojny. Otrzyma samochody w bardzo popularnym segmencie małych aut typu SUV, z elektrycznym napędem, dla których zawojowanie masowego rynku nie powinno stanowić problemu. Ale wiele zyskują także Włosi. Fabryka w Tychach od lat należy do najbardziej efektywnych zakładów koncernu. Oferuje niższe koszty niż w innych europejskich zakładach przy wysokiej jakości produkcji.

Zyska również cała polska gospodarka. Warte 2 mld euro przedsięwzięcie oznacza nowe miejsca pracy, perspektywę kolejnych inwestycji w produkcję części i komponentów, a także napływ nowoczesnych technologii związanych z rozwojem elektromobilności. W ostatnich latach w polskim przemyśle motoryzacyjnym brakowało właśnie takiej inwestycji. Co prawda staliśmy się europejskim potentatem, ale w grupie poddostawców dla fabryk samochodów. Tymczasem produkcja aut topniała. Ten trend może się wreszcie zmienić.

Ale to nastąpi dopiero za dwa–trzy lata. Dziś problemem branży jest ograniczenie skutków pandemii i zarazem stymulacja popytu. W Europie ma się do tego przyczyniać rozwijanie elektromobilności. Jeśli też chcemy ją rozpędzać – a zapowiedziane elektryczne samochody z Tychów mogłyby się do tego przyczynić – potrzebujemy realnego rządowego wsparcia w postaci dopłat do e-aut jak w innych krajach, ulg podatkowych dla firm, wreszcie przyspieszenia budowy infrastruktury ładowania. Jak dotąd jesteśmy pod tym względem w ogonie Europy. Więc oby później nie okazało się, że choć produkujemy elektryczne samochody, to nie możemy ich kupić.