O czym rozmawiali tej jesieni inwestorzy podczas licznych imprez organizowanych przez globalne banki inwestycyjne, jak zwykle towarzyszących dorocznemu spotkaniu Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego w Waszyngtonie? Gdzie inwestorzy widzą jej słabe, a gdzie mocne punkty?
1. Rynki wschodzące (EM) postrzegane są dużo lepiej niż dojrzałe (DM). To następstwo lepszego bilansu ryzyka dla EM: wzrost jest tu szybszy, a inflacja wyższa niż w krajach rozwiniętych. DM mają też więcej strukturalnych problemów, które trudno rozwiązać w warunkach ujemnych realnych stóp procentowych, przy niskim wzroście i w bardzo niesprzyjającej atmosferze politycznej. Banki centralne na EM są jedynymi na świecie, prowadzącymi teraz standardową politykę monetarną.
Poza konkurencją są w oczach inwestorów tzw. rynki frontowe (frontier markets), czyli kraje, które lokują się w grupie pre-emerging markets. Przeważnie małe, słabo rozwinięte gospodarki, które z uwagi na ogólny spadek ryzyka i mniejszą zmienność, oraz wysokie stopy zwrotu z aktywów, są dziś najbardziej zyskownymi rodzajami inwestycji portfelowych.
2. W grupie G4 oczekiwany jest długi okres prowadzenia przez banki centralne akomodacyjnej polityki pieniężnej. Jedynym bankiem centralnym w grupie największych gospodarek, szykującym się do zacieśnienia polityki monetarnej jest amerykański Fed. Ścieżka wzrostu stóp będzie jednak miała łagodny przebieg. Znacznie łagodniejszy, niż zdaje się to wyceniać rynek kontraktów terminowych. Dzisiejszy konsens lokuje rentowność dziesięcioletnich obligacji rządu USA na poziomie 2,3 proc. na koniec 2017 r. Większość inwestorów uczestniczących w seminariach banków inwestycyjnych lokuje ją jednak na wysokości 1,35 proc. Taki sposób normalizacji polityki monetarnej przez Fed będzie miał konsekwencje w postaci znacznej redukcji obaw przed taper tantrum, czyli załamaniem na rynkach EM po gwałtownym odpływie kapitału do USA, kiedy już Fed zacznie podnosić stopy. Stąd szacunki wciąż wysokiego napływu kapitału, rzędu 50 mld dol., do segmentu EM w tym roku (przy szczycie ok. 100 mld dol.) i nieco tylko niższego napływu w 2017 r.
Spadek ryzyka inwestycyjnego na rynkach wschodzących, poprawa ich fundamentów makroekonomicznych, redukcja obaw o taper tantrum przy oczekiwanej małej wolatylności i wysokich spreadach oznacza lepsze perspektywy dla wyceny większości aktywów na EM w 2017 r. Dotyczy to również, jak sądzę, polskiego złotego.