Rz: Czy kiedykolwiek oczekiwał pan, że segment premium będzie rósł tak szybko?
Raczej nie. Teraz dodatkowo widzę, jak wielki jest potencjał tego wzrostu, ponieważ w wielu krajach rośnie liczba ludzi, w których zasięgu nagle stało się posiadanie auta z segmentu premium. To fenomen ekonomiczny, kiedy osoby niedysponujące najwyższymi dochodami sięgają po dobra dotychczas dla nich niedostępne. Oczywiście jest normalne, że przedmioty droższe, luksusowe podobają się zazwyczaj bardziej niż proste i tanie. Dotyczy to nie tylko motoryzacji, ale i wyposażenia wnętrz, mody, żywności. Tyle że auta mają dodatkową wartość, są niejako wielowymiarowe – można do nich wsiąść, ale i podziwiać z zewnątrz.
Chęć posiadania pięknych i wyróżniających nas przedmiotów to jedno, ale marka premium to chyba jednak coś więcej niż sam wygląd?
Ten wygląd jednak i wygoda często są podstawą. Dlatego będzie rósł popyt na SUV-y i auta sportowe. Kierowcom i pasażerom odpowiada podwyższenie foteli wewnątrz samochodu, bo lepiej widać otoczenie, czują się więc bezpieczni. Pojawiło się też mnóstwo opcji finansowania zakupu bądź możliwości korzystania z takich aut. Minęły czasy, kiedy przychodziło się do salonu samochodowego z torbą pieniędzy. Teraz trzeba tylko mieć wystarczające środki, żeby płacić ratę miesięcznego leasingu. Ceny aut segmentu premium będą także coraz bardziej zróżnicowane, w większym stopniu uzależnią się od tego, jaki rodzaj napędu ma dany pojazd. Czy to benzyna, diesel, hybryda czy też auto z pełnym napędem elektrycznym.
Na rynku motoryzacyjnym coraz częściej słyszymy opinię, że znaleźliśmy się na progu nowej rewolucji i wszystko się zmieni: mniejsze będą emisje spalin, samochody staną się bardziej zautomatyzowane, całkiem inny będzie sam sposób korzystania z samochodów. Czy zgadza się pan z tymi teoriami?