Opinie społeczeństwa przebijające się w mediach – zarówno mainstreamowych, jak i społecznościowych – wskazują jasno, że Polacy w ciągu ostatnich kilku lat z fascynacji do euro przeszli do fazy sceptycyzmu wobec wspólnej waluty Unii, a w kwestii uchodźców od niecałych dwóch lat zaczęła przeważać niechęć (jeśli nie wręcz wrogość) do „innych".
Ta zmiana podejścia do – jak się wydaje zasadniczych wyzwań – przed jakimi dzisiaj stoi kraj i nasze społeczeństwo, ma źródła w celowych, kłamliwych i populistycznych wypowiedziach polityków – w przeważającej mierze reprezentujących obecną władzę – podsycanych nieodpowiedzialnym stosunkiem do tych zagadnień przez dużą część mediów, o mediach społecznościowych nie wspominając.
Teza o kryzysie euro
O ile kwestia stosunku do uchodźców – czy to uciekających przed wojną i represjami w Czeczenii, czy też obecnie przed wojną w Syrii i Iraku – nie ma bezpośredniego przełożenia na gospodarkę i jest w zasadniczej mierze sprawą moralności i solidarności oraz chrześcijańskiego stosunku do innego człowieka (jak pięknie określił jeden z naszych biskupów: "Dziś Chrystus ma twarz uchodźcy"), o tyle stosunek do euro może będzie miał zasadnicze znaczenie dla przyszłego rozwoju społeczno-gospodarczego kraju i naszego społeczeństwa.
Strach przed nieznanym wywołany przez nieodpowiedzialnych polityków o wąskich, ograniczonych i o nacjonalistycznym zabarwieniu poglądach, zwielokrotniony natrętnym (ale celowym) powtarzaniem kłamstw lub tworzeniem alternatywnym faktów doprowadził do tego, że przeciętny Polak boi się wprowadzenia w miejsce złotego euro, bo wokół z ust przedstawicieli rządu oraz prominentnych działaczy PiS słyszy, że grozi to „puszczeniem z torbami" (J. Kaczyński w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" z 15 marca 2017 r.) oraz „nastąpi spadek stopy życiowej o 20–25 proc. na wiele lat" (tamże).
Najczęściej powtarzaną tezą jest ta o kryzysie euro i braku potrzeby zastępowania złotówki tą „wątpliwą" walutą oraz wzroście cen po wprowadzeniu jej w kraju.