To ważna informacja nie tylko dla pozostałych linii lotniczych, ale i firm z innych branż. Warto się uczyć na błędach Ryanaira.
Oto firma, która oparła swoje działanie na niskich cenach i maksymalnym duszeniu kosztów, nadziała się na barierę dostępności pilotów, nierozpieszczanych dotąd warunkami pracy (zwykle są zatrudniani na umowach cywilnoprawnych). Wobec dynamicznego rozwoju połączeń lotniczych na świecie potrzeba ich coraz więcej. Luki nie da się szybko wypełnić, bo w tym zawodzie specjalistów nie można wyuczyć w pół roku podczas wieczorowych kursów.
Również w innych obszarach, także w Polsce, coraz trudniej o dobrych kandydatów, a poszukujący zatrudnienia wysokiej klasy fachowcy są równie rzadkim znaleziskiem jak orzeł bielik czy czarny bocian. Wiele firm podkrada zatem specjalistów rywalom. Dokładnie tak, jak zrobił to Norwegian, przejmując niektóre załogi Ryanaira.
O ile pasażerowie byli w stanie wybaczyć odwoływanie lotów początkującej firmie wożącej ich za grosze, o tyle od linii usiłującej wejść na półkę wyżej i pobierającej od klientów coraz to nowe opłaty oczekują niezawodności. Człowiek, który wyrwał się z korporacji na przedłużony weekend, nie będzie ryzykował odwołania lotu i utraty pieniędzy za opłaconą już kwaterę.
Dlatego, by utrzymać klientów i swoją wiarygodność, przezorni pracodawcy – nie tylko w lotnictwie – będą się teraz starali wiązać swoich pracowników bardziej stabilnymi kontraktami. Umowy cywilnoprawne będą w odwrocie tak długo, jak długo trwać będzie obecna fenomenalna koniunktura gospodarcza. Gdy nadejdą gorsze czasy i zmaleje popyt na pracę, wahadło wychyli się w przeciwną stronę. To jest właśnie rynek.