Oczywiście w Polsce oszczędności i inwestycje są skromne, o tym ja i inni ekonomiści mówimy i piszemy od lat. Problemem są bardzo niskie oszczędności gospodarstw domowych i ujemne oszczędności sektora rządowego. Rozwój gospodarczy jest finansowany oszczędnościami przedsiębiorstw krajowych i zagranicznych oraz dotacjami z Unii Europejskiej.
Czytaj także: Tego o PPK premier na konferencji już nie powiedział
Moje zastrzeżenia wobec argumentacji rządowej na rzecz PPK są następujące:
1. Składka do PPK ma być finansowana po części przez przedsiębiorstwa. Jeśli to obniży marże, obniży także oszczędności firm. Zatem w tym przypadku wzrost oszczędności byłby mniejszy niż dopływ środków do PPK. Przewidywane dofinansowanie z budżetu może z kolei zwiększyć deficyt budżetowy, więc powiększyć ujemne oszczędności sektora rządowego. Aby dopływ środków do PPK oznaczał taki sam wzrost oszczędności, marże firm nie powinny spadać, a deficyt nie powinien wzrastać. Zatem składka przedsiębiorstw powinna być finansowana niższym wzrostem płac, a składka budżetu – niższymi wydatkami publicznymi na cele inne niż inwestycje publiczne lub wyższymi podatkami od konsumpcji, takimi jak VAT czy PIT. Tego wyjaśnienia nie usłyszeliśmy na konferencji prasowej.
2. Pieniądze gromadzone na kontach PPK będą z czasem finansować dodatkowe emerytury. Za jakiś czas odpływ środków z PPK będzie zbliżony do dopływu. Zatem wzrost oszczędności będzie miał miejsce tylko przez najbliższe 10–20 lat. Ponadto ten wzrost szacowany jest przez rząd na zaledwie kilkanaście miliardów złotych, więc mniej niż 1 proc. PKB. Tymczasem potrzebny jest permanentny, a nie średnioterminowy wzrost oszczędności krajowych o przynajmniej 5 proc. PKB. O tym też pan premier i pani minister nie mówili.