O taką debatę wnioskowała opozycja – PiS i Lewica. Zapewne posłowie tych klubów już szykują zarzuty wobec rządu i wypomną Donaldowi Tuskowi pytania z ostatniej kampanii wyborczej, gdy egzaminował ze wzrostu cen Jarosława Kaczyńskiego. Można się też spodziewać, że posłowie koalicji obarczą winą za wzrost cen bank centralny.
Obawiam się, że w czwartkowe popołudnie będziemy świadkami kolejnego politycznego spektaklu, w którym role zależą od miejsca na sejmowej sali. Nie zdziwiłbym się, gdyby posłowie stwierdzili, że debatę trzeba przenieść na piątkowy poranek, bo wtedy jest większa oglądalność.
Ale czy coś wynika z takich debat i czy one kogoś poza ulicą Wiejską interesują? Ile już było podobnych punktów w porządku obrad Sejmu. Szkoda więc czasu na kolejną debatę, z której nic nie wyniknie.
Ile razy parlamentarzyści dyskutowali o stanie polskiej służby zdrowia. Czy potem coś się zmieniło? Wystarczy pójść do pierwszego szpitala, by się przekonać, że nie. Więc lepiej przeznaczyć ten czas np. na rozpatrzenie kolejnych spraw, którymi zajmuje się komisja „Przyjazne państwo".
Bo jak na razie efektów działania komisji posła Palikota nie widać. Niestety podobnie bezowocna będzie też czwartkowa debata o przyczynach wzrostu cen w Polsce.