Citigroup nie będzie już finansowym molochem, gigantycznym bankowym supermarketem z ofertą praktycznie dla każdego na świecie. Podzieli się na dwie części – bankową i inwestycyjną.
Nie zmieni to jednak modelu funkcjonowania Citi Handlowego w Polsce. Chyba żeby jednak doszło do sprzedaży CitiFinancial, obecnego również w naszym kraju.
Citi w formie, w jakiej istniał, przy zmianach zachodzących na światowych rynkach finansowych nie miał szans przetrwania. Do decyzji o podziale i odejściu od pomysłów ludzi, którzy stworzyli potęgę Citi, przyczyniła się też gigantyczna strata – prawie 9 mld dol., jaką poniósł największy pojedynczy udziałowiec Citigroup, saudyjski książę Alwaleed.
Jak długo utrzyma się na stanowisku obecny prezes Vikram Pandit, na razie trudno powiedzieć. Niewykluczone, że polegnie jako kolejna ofiara kryzysu finansowego i będzie to cena za utrzymanie modelu banku uniwersalnego nawet w tych trudnych czasach. Dotąd rada zapewniała, że Pandit ma jej pełne pełne poparcie. Nominacja Parsonsa tę sytuację może zmienić. Zresztą ostatnio nie brakowało zniecierpliwienia w wypowiedziach rady. Największym zwolennikiem Pandita, Amerykanina urodzonego w Indiach, był Robert L. Rubin, który odszedł z banku kilka dni temu. To on wypromował Pandita na to stanowisko.
Żeby dokonać kolejnej wymiany, potrzebna jest zgoda największego udziałowca banku – saudyjskiego księcia Alwaleeda bin Talala, który ze swoimi 5-proc. udziałami nadal ma w tej instytucji najwięcej do powiedzenia. Naturalnie nie licząc amerykańskiego rządu. Citi był jedną z pierwszych instytucji finansowych w USA, które skorzystały z pakietu pomocowego przygotowanego przez byłego sekretarza skarbu Henry’ego Paulsona. Dostał wówczas 45 mld dol. gwarancji kredytowych. We wczorajszej wypowiedzi nowy sekretarz skarbu Timothy Geithner nie ukrywał, że zarządowi Citi ostatnio brakowało umiejętności oceny ryzyka. To może być pocałunek śmierci.