Teoretycznie – bo ekonomia praktycznie wykluczała możliwość jego zaistnienia. I mentalnie – bo aktorzy sceny politycznej i gospodarczej w chwili, kiedy na dobre się jeszcze nie zaczął, są już nim zmęczeni i wypatrują cudownego sposobu na jego zniknięcie. To chyba tylko tłumaczy euforię, jaka ogarnęła rynki finansowe po szczycie G20.
Jeśli bowiem przyjrzeć się dokonaniom, do sukcesów zaliczyć można tylko to, że się odbył i że wielcy tego świata nie zadeklarowali, iż będą robić jakieś szczególne głupstwa (co oczywiście nie oznacza, że ich nie popełnią). A analiza przyjętych propozycji musi wskazywać albo na ich niekonkretność, albo drugorzędne znaczenie. Bo nawet najważniejsza decyzja – bilion dolarów na zasilenie MFW i innych światowych organizacji finansowych – nie tyle jest, ile „ma być” i władze największych państw pieniądze muszą dopiero znaleźć. A ponieważ i tak już przystąpiły do finansowania swych potrzeb poprzez drukowanie pieniędzy, eufemistycznie nazwane „ilościowym poluzowaniem”, lekarstwo to dziwnie przypominać będzie wirusa, który chorobę spowodował.
Co do innych rozwiązań, choć wychodzą naprzeciw społecznym (populistycznym?) oczekiwaniom, trudno wierzyć, by istotnie świat zmieniły. Wprawdzie wszyscy będą – przynajmniej deklaratywnie – za: zwalczaniem rajów podatkowych, ograniczeniem wpływu agencji ratingowych czy zmniejszeniem pensji i premii bankowych, ale nie zmieni to ani sytuacji banków, ani popytu na surowce.
Podobnie trudno jest wierzyć, że utworzenie nowych organizacji: Rady Stabilności Finansowej i bliżej nieokreślonej rady nadzorującej instytucje finansowe, cokolwiek istotnego zmieni. Ciał, organizacji, porozumień etc. jest wszak dostatek już dziś. Tyle tylko że jeśli funkcjonują jako tako w czasach prosperity, to zawodzą, gdy stają się potrzebne. Także dlatego, że w ciężkich czasach zawsze zwyciężały partykularne interesy i trudno zakładać, że – mimo deklaracji o zaniechaniu protekcjonizmu – będzie inaczej.
Dlatego często spotykany komentarz „Przywódcy krajów G20 dali początek reformom przepisów dotyczących rynków finansowych. Dzięki temu taki kryzys jak obecny ma się już nie powtórzyć”, traktuję bardziej jako życzenie niż realistyczną ocenę. A praktyczne skutki szczytu będą co najwyżej weryfikacją tzw. psychologicznej teorii kryzysu. Obawiam się jednak, że weryfikacją negatywną, bo kryzys trwa nie tylko dlatego, że skłonni jesteśmy w niego wierzyć.