Po pięciu miesiącach deficyt przekroczył 90 proc. planowanej dziury na cały rok. Lada chwila zacznie się masowy występ ekonomistów, którzy będą radzić, doradzać i sugerować, jak uzdrowić sytuację. Wielu z nich mówi to dlatego, bo dziennikarz pyta, inni z własnej nieprzymuszonej woli, w myśl logiki – jeśli teka ministra finansów jest kadencyjna, to kiedyś może być moja.
Opiniową paradę zaprezentował dzisiejszy „Dziennik". Ósemka znanych ekonomistów została przepytania i podzielona na optymistów i pesymistów. Niestety jak się dobrze wczytać okazuje się, że poglądy obu stron są w zasadzie zbliżone. Ale nazwanie wszystkich realistami zepsułoby koncepcję redakcyjną. Z głębią przemyśleń też bywa różnie – Janusz Jankowiak wróży nowelizację budżetu (którą rząd zapowiedział już miesiąc temu), Michał Dybuła odkrywa, że przekroczenie poziomu 50 proc. PKB deficytu finansów publicznych jest sygnałem, że blisko jest 55 proc. (odpowiednie ćwiczenie można wykonać w domu z linijką lub w terenie bez linijki. W końcu ruch w kierunku punktu przybliża nas do punktu), a Piotr Kalisz mówi, że PKB w 2010 r. wyniesie 0,5 proc. (czyli wieszczy dwustukrotny spadek PKB! Czemu „Dziennik" nie zrobił z tego czołówki?)
Zostawmy jednak ekonomistów. Ich rolą jest w końcu liczenie. Gorzej, gdy kreacją gospodarczej rzeczywistości zajmuje się sama gazeta. A w przypadku „Polski" jest to recydywa. Dzisiejsza czołówka „Polski" głośno krzyczy – „Budżet pada". Dość absurdalne, ale jak się ma miejsce w tytule na dziesięć liter to faktycznie trudno wymyślić coś mądrego. Gdy ekonomiści w „Dzienniku" dyskutują co można zrobić, Polska już wie. „Czeka nas podwyżka akcyzy na alkohol, papierosy i paliwo, a może też wzrost podstawowej stawki VAT". Przyznam, ja nie wiem tego, co wie „Polska" i podobnie jak tysiące ich czytelników już się boję. Czy o to chodziło?
Żadna z tych informacji nie jest potwierdzona. Choć pewnie (tak mi się wydaje) akcyza na alkohol i papierosy siłą rzeczy pójdzie w górę. W przypadku VAT sprawa jest dużo mniej oczywista. „Polska" od kilku tygodni twierdzi, że wie, że Rostowski chce podnieść VAT, a Rostowski od kilku tygodni twierdzi, że nie wie, że miałby podnieść VAT. Czy stoi więc za tym ktoś trzeci? Pachnie to Mrożkiem.
Zwłaszcza, że konstrukcja jest karkołomna, bo akapit dalej „Polska" udowadnia, że Rostowski źle robi, chcąc zrobić to, czego się wypiera, że zrobi.