Moim kandydatem na bohatera sezonu jest produkt krajowy brutto, czyli PKB. Ostatnio stał się on powodem nieporozumień i wywołał wiele zamieszania, a wszystko to wynikło ze słabej wiedzy i niestaranności w odczytywaniu danych statystycznych przez media, instytucje, z rządem na czele, oraz przez niektórych analityków.
PKB stanowi frapującą konstrukcję intelektualną. Oblicza się go w dość skomplikowany sposób z zastosowaniem wielu umownych rozwiązań. Metodologia obliczeń została uzgodniona przez odpowiednie agendy ONZ jako efekt wieloletnich prac. Trwa nieustanna krytyka tej metodologii, tyle że dotychczas nie wynaleziono lepszego syntetycznego wskaźnika pokazującego owoce wzrostu gospodarki.
Jednolity sposób obliczania samej wartości PKB nie rozwiązuje sprawy, bowiem można w różny sposób obliczać jego tempo wzrostu, szczególnie dla kwartałów. Pojawiają się dwie podstawowe kwestie: wybór systemu cen do porównań w czasie oraz uwolnienie się od zjawiska sezonowości.
W Stanach Zjednoczonych podaje się wyłącznie tzw. annualizowane kwartalne tempo wzrostu w stosunku do poprzedniego kwartału dla danych „odsezonowanych”, w cenach 2000 roku. Tempo to wyniosło w I kwartale 2009 roku -6,1 proc. Po przeliczeniu z wersji annualizowanej na zwykłą zmianę kwartał do kwartału otrzymamy spadek o -1,5 proc. Zamieszanie polegało na tym, że niektórzy odczytali wskaźnik „annualizowany” jako spadek w skali roku, czyli do I kwartału 2008 roku. W rzeczywistości spadek taki wyniósł tylko -2,5 proc.
Kiedy 29 maja GUS podał, że w I kwartale 2009 r. PKB wzrósł o 0,8 proc. w stosunku do I kwartału 2008 roku (ceny 2008 r.), w Polsce zapanowała euforia. Premier pokazał się na tle mapy Europy, na której dla reszty krajów Unii podano inny, nieporównywalny z polskim wskaźnik (dane „odsezonowane” w cenach 2000 r.). Służby ekonomiczne premiera wykazały się niekompetencją. Od rana tegoż dnia wyjaśniałem w wypowiedziach dla trzech stacji telewizyjnych, PAP, jednego radia i w swoim blogu, że do porównań z Unią należy używać wskaźnika 1,9 proc., również podanego przez GUS tego samego dnia. Bez jakiegokolwiek echa.