[link=http://blog.rp.pl/blog/2009/11/16/pawel-czurylo-inkubatory-biznesu-dla-kolegow/]Skomentuj na blogu[/link]

Zarówno na szczeblu centralnym, jak i lokalnym. W efekcie dziś przy każdym samorządzie istnieją spółki, których zadania mogłyby wykonywać, i to bardziej efektywnie, firmy prywatne. A często tworzone są nawet kolejne spółki. Posiadanie takich przedsiębiorstw wydaje się dla samorządowców kwestią honoru: im ich więcej, tym większe znaczenie prezydenta, burmistrza czy wójta.

I tak zamiast odpowiednich kwalifikacji podstawowym kluczem w doborze kadr do tych spółek wciąż są po prostu znajomości. Jesteś człowiekiem burmistrza czy prezydenta? Poparłeś go w wyborach? Masz okazję dostać szansę sprawdzenia się w biznesie. Możesz trafić nawet do spółki, która od kilku lat jest likwidowana. A tak naprawdę jest przechowalnią dla politycznych kolegów.

W przyszłym roku ta karuzela stanowisk rozkręci się znów na dobre przy okazji kolejnych wyborów samorządowych. Jedyną receptą na zmiany pozostaje prywatyzacja – lub likwidacja – samorządowych spółek. Inaczej rynkowe zasady konkurencji nadal będą obce większości z nich. A za to niestety płacimy wszyscy jako podatnicy.