W ubiegłym tygodniu obserwatorzy wydarzeń gospodarczych musieli być zaskoczeni. Oto premier, zwykle unikający radykalnych stwierdzeń, publicznie zrugał OFE. Że wyrzucają pieniądze na akwizycję, że nie ma konkurencji, że wiodą spokojne życie, wreszcie – że to ich bezpieczeństwo musi się przełożyć na poczucie bezpieczeństwa i satysfakcję finansową klientów.

Wszystko prawda, i społeczeństwo może się podpisać obiema rękami pod tymi tezami. Prawdą jest też, że jako jeden z nielicznych krajów Unii zreformowaliśmy w 1999 r. system emerytalny. Całością środków nie zarządza już państwowy moloch ZUS, ale w grze są też sprawniejsze podmioty prywatne. Jednak nie mogą przy tym zapominać, że są częścią większej całości – systemu publicznego.

Wystąpienie premiera to punkt kulminacyjny dramatu, który zapoczątkowała propozycja minister pracy obniżki składki do OFE. Teraz wkraczający deus ex machina premier pewnie definitywnie ją przekreśli. Zgromiwszy złe OFE, przywróci wszystko do sprawiedliwego stanu równowagi. A społeczeństwo znów zyska okazję do westchnienia ulgi.

Tylko w didaskaliach można się zastanawiać, czy główni gracze wiedzieli, co się święci. W końcu nieraz już uratowali rządowe plany wpływów do budżetu ze sprzedaży akcji.